„Moja ścieżka ewoluowała w naturalny sposób” – Lux Familiar

Lux Familiar
10 sty 2024
Nicole Piotrowska

Na chwilę przed tegoroczną edycją Audioriver spotkaliśmy się z Martynem Zdziabkiem, którego w sobotę (29.07) będziecie mogli usłyszeć na jednej z płockich scen w projekcie Lux Familiar. Zanim jednak spotkamy się po dwóch stronach parkietu, porozmawialiśmy o presji, inspiracji i korzeniach bliskiego jego sercu footwork/juke.

 

Cieszę się, że w końcu udało nam się złapać! To, że oboje przekładaliśmy wywiad, dało mi do myślenia i zamiast zaczynać od muzyki, chciałabym zapytać Cię o godzenie pracy kreatywnej z codziennymi obowiązkami. Czy łączenie kariery z rolą DJ­‍?a i producenta to dla Ciebie odskocznia, czy jednak wizja pewnej frustracji, która narasta w miarę nowych projektów i zadań?

Nie wiem, czy mnie to frustruje, ale na pewno trochę wysysa energię, której później nie starcza na wszystko to, co sobie założyłem. Nie zawsze jestem w stanie poświęcić wystarczająco dużo uwagi na pracę i muzykę, szczególnie, gdy pojawia się duże natężenie nie tylko produkowania, ale i grania na imprezach. Bywa to wyczerpujące.

Czy w takim razie bywa tak, że tworzenie i granie stanowią dla Ciebie nieprzyjemny obowiązek?

Nie, nie, nie powiedziałbym tak. To działa raczej w drugą stronę. Chciałbym poświęcić więcej czasu muzyce, a nie zawsze mogę sobie na to pozwolić.

W swoich projektach bawisz się różnymi gatunkami – od przewodniego juke/footwork jako Lux Familiar i Bennelux (realizowany wspólnie z Benncartem), przez breakbeat, techno, house czy elektro jako MRTN. Czy wynika to z tego, że nie chcesz ograniczać się muzycznie, czy uważasz, że po prostu tak mocna zabawa gatunkiem pod jednym pseudonimem jest bez sensu?

Od zawsze byłem zainteresowany muzyką całościowo. Nie pozycjonowałem się na jeden gatunek, aczkolwiek można powiedzieć, że wychodziłem z rapu i to była pewna trampolina do dalszej eksploracji. Myślę, że wspólnym mianownikiem łączącym wszystkie moje projekty poza nawiązaniami do rapu są przede wszystkim junglowe breaki zahaczające o brytyjskie brzmienia. Jestem ciekawy muzyki. Uważam, że producentki/ci, a w szczególności DJ­‍?ki i DJ­‍?e powinni podchodzić eklektycznie do tematu. Wolę set, w którym zaskoczy mnie numer, jakiego w ogóle się nie spodziewam. Tego oczekuje i sam staram się to robić.

Skąd w ogóle wzięła u Ciebie taka zajawka na muzykę? Działasz aktywnie już od kilku lat, jesteś rozpoznawalny nie tylko na lokalnej scenie. Od czego się to wszystko zaczęło?

Od boomboxa, którego dostałem od rodziców…

Od korzeni!

Tak jest! Zahaczyłem jeszcze o tę erę – może nie przewijania taśmy ołówkiem, bo to robił za mnie boombox – aczkolwiek korzystałem z kaset, zgrywałem sobie numery z radia. Pamiętam momenty, w których nowości nie były tak łatwo dostępne, jak w tym momencie i płyty czy kasety podawano na osiedlu z rąk do rąk. To był prawdziwy diamencik. Czasami tęsknię za tą nostalgią, dzięki tym ograniczeniom albumy katowało się od deski do deski i znało się je niemalże w całości na pamięć. Teraz jak najszybciej chcesz sprawdzić kolejne rzeczy, bo wychodzą następne i następne. Dziś dostęp do muzyki jest znacznie łatwiejszy. To na pewno spory plus, jednak z drugiej strony ilość zalewającego nas każdego dnia materiału sprawia, że nie zawsze poświęcamy mu tyle uwagi na ile zasługuje, bo w kolejce czekają już następne epki i albumy warte odsłuchu.

Czy taki przesyt na rynku powoduje u Ciebie blokadę twórczą? Świadomość, że powstaje tyle materiału, że trudno zainteresować swoją muzyką odbiorcę?

Staram się w ogóle o tym nie myśleć, nie jest to moim celem. Jeżeli coś ma dotrzeć, to dotrze prędzej czy później. Myślę, że przykładem tego mogą być chociażby moje produkcje. Juke/Footwork nie jest popularny w Polsce, a producentów jest garstka. Natomiast, tak jak wspomniałaś, udało mi się tę rozpoznawalność uzyskać. Robię swoje i nie rozkminiam większego planu.

Odpowiedziałeś trochę na moje kolejne pytanie, ale i tak się do niego odniosę. Odnoszę wrażenie, że nasze pokolenie mocno mierzy się z syndromem oszusta. Wmawianiem sobie w kółko, że to, co robimy jest niewystarczające, moglibyśmy być lepsi. Uważam, że w tej kreatywnej przestrzeni życia szczególnie łatwo wpaść w tę pułapkę. Miałeś takie momenty? Czy jednak idziesz po swoje i mając świadomość, że działasz w tak wąskim gatunku, nie przejmujesz się tym?

Myślę, że to raczej kwestia własnej motywacji i ambicji, a jedno z drugim jest mocno połączone. Co prawda sam często zmagam się z nadmiernym perfekcjonizmem i dopieszczaniem swoich produkcji, do momentu, w którym w końcu uznam, że „dzieło jest skończone”, ale tłumaczę sobie to tym, o czym wspomniałem w poprzednim zdaniu. Moja ścieżka ewoluowała w dość naturalny sposób, a rozwój i progres następowały samoistnie, więc może to jest tak, że nawet nie miałem powodów, żeby się nad tym kiedykolwiek zastanawiać.

A co z szukaniem inspiracji? Jestem przekonana, że muzyka jest dla Ciebie jednym ze źródeł, ale czy wymieniłbyś coś jeszcze? Coś, co daje Ci wolną głowę, zajawkę.

Na początku mojej jukowo­‍?footworkowej przygody mocną inspiracją był z pewnością taniec. Gatunek ten w chicagowskim wydaniu odbiega nieco od tego europejskiego, zorientowanego w głównej mierze na dobry odbiór regularnej publiki w klubach, która często nie ma nawet pojęcia jak tańczy się do tego za oceanem. Produkując swoje numery z tyłu głowy miałem to, aby połączyć te dwa podejścia i nagrać utwór, który DJ mógłby zagrać w trakcie pojedynku tancerzy na legendarnym cyklu zawodów Battlegroundz, a z drugiej strony zostałby dobrze odebrany na standardowych imprezach w klubach. Scena tańca footworkowego istnieje przede wszystkim w Chicago i Japonii – to dwa największe ośrodki. W Polsce mieliśmy dosłownie kilku tancerzy. Część z nich pojawiła się w klipie do numeru „U Wnt Mr”, z mojej pierwszej EP­‍?ki wydanej dla Polish Juke, ale nie rozwinęło się to na tyle, na ile można by sobie tego życzyć.

Chicagowski, a nie europejski, jak sam wspomniałeś. Jak w takim razie wpadło to w ogóle w Twoje uszy? Co spowodowało, że wziąłeś na warsztat tak „odległy” gatunek?

Benncart, z którym tworzę projekt Bennelux, pokazał mi w pewnym momencie składankę Bangs & Works Vol.1 wydaną przez label Planet Mu. W podobnym okresie śledziłem też próby przemycania tego gatunku w produkcjach takich producentów jak Addison Groove czy Machinedrum.i było to na tyle inne, intrygujące, a dodatkowo niesione przez tłuste bassowe brzmienie, że zaczęliśmy to robić. Następnie uderzył do mnie z informacją, że przygotowuje utwór na pierwszą, polską składankę z muzyką Juke/Footwork, którą zainicjował dopiero powstający kolektyw Polish Juke. Zapytał, czy nie chciałbym również przygotować numeru i tak się zaczęło. Później zaczęliśmy przemycać te klimaty grając na imprezach i dawało mi to ogromną frajdę. Szczególnie to, że muzyka, która nie była grana na taką skalę w Poznaniu, przyjęła się wśród osób bawiących się na parkiecie. Samo tempo napędzało ich do zabawy. Nie podchodzili do tego z rezerwą, paraliżującą nas czasem w momencie, gdy po raz pierwszy się stykamy z czymś nieznanym do tej pory na szerszą skalę.

W jakiej roli czujesz się pewniej? Jako DJ, producent pracujący na „własne nazwisko” czy jednak współpracując z innymi artystkami i artystami?

Bardzo lubię wszelkie współprace. Czy to związane z wyprodukowaniem dla kogoś bitów, czy stworzenie wspólnego numeru, czy granie b2b. Z tych trzech na pewno największą frajdę sprawia mi granie back to back, ze względu na to, jak szybki jest to proces. Oczywiście można mieć różne podejście np. granie po trzy numery. Ja zdecydowanie wolę takiego ping­‍?ponga. Partner lub partnerka, z którymi gram, wrzucają numer, a ja od razu zastanawiam się, co zrobić, aby to przebić, dzięki czemu udaje się stworzyć niepowtarzalną energię zarówno między nami, jak i na parkiecie Zaczynałem jednak od produkcji muzycznej. Po BeatBattle.Poznan w 2012 roku pojawiło się na tyle duże zainteresowanie moją osobą, że otrzymałem pierwsze propozycje zagrania na imprezach w lokalnych klubach. Wydaje mi się, że szybko skumałem o co chodzi i zaczęło mi to sprawiać ogromną przyjemność. Wiadomo, że pierwsze sety wiązały się z ogromną tremą i niepewnością, ale na początku każdy DJ jakoś musiał sobie z tym poradzić.

Pozostając jeszcze w klimacie muzyki – gdybyś miał wymienić 3 osoby z kręgu DJ­‍?ek i DJ­‍?ów, które plasują się w Twoim absolutnym TOP. Kto by to był?

Ciężko wybrać jedynie trójkę, tym bardziej że w głowie mam teraz dziesiątki ksywek. Mocno trafia do mnie na pewno wszechstronna selekcja Moxie – rezydentki NTS Radio, a obecnie BBC Radio 1. Kilkukrotnie miałem też okazję bawić się podczas setów b2b Skee Maska oraz Zenker Brothers i za każdym razem to był sztos od pierwszego do ostatniego numeru. Podobnie odczucia towarzyszą mi, kiedy gra Octo Octa, jej sety zawsze są gwarancją udanej imprezy.

Okazją do naszej rozmowy jest zbliżający się Audioriver. To nie Twój pierwszy raz w Płocku w roli artysty, ale chciałam zapytać, czy bardziej komfortowo czujesz się na dużej scenie podczas festiwalu, czy jednak wolisz grać w klubach? Nie da się ukryć, że publika i towarzysząca jej energia mogą zmieniać się w zależności od okoliczności.

Biorąc pod uwagę muzykę, którą gram, bardziej satysfakcjonuje mnie wyzwanie. To, gdy mam do czynienia z publicznością niekoniecznie znającą moją twórczość. Staram się grać tak, żeby ją rozruszać. Wydaje mi się, że tak było podczas mojej pierwszej wizyty na Audioriver. Grałem podczas slotu otwierającego Hybrid Tent. Zacząłem od pustego „parkietu”, ale w miarę upływającego czasu zobaczyłem, jak niemalże cały namiot udało mi się zapełnić.

To mocno nakręca, prawda?

W momencie, gdy jakimś czasie spojrzałem na to co dzieje sie pod sceną, zobaczyłem, że ponad połowa „parkietu” jest zajęta przez bawiących się ludzi uznałem, że jest chyba całkiem nieźle i muszę wykorzystać ten moment. Chciałem coś pokazać. Wielu ludzi przychodzi na set chcąc usłyszeć numery, które już zna. Ja jednak raczej staram się spełniać te oczekiwania częściowo, za pomocą utworów, wykorzystujących krótkie sample zawierające frazy, które ktoś może kojarzyć, albo całkowicie odświeżają znany wcześniej wszystkim klasyk. To jest narzędzie, które dał mi juke/footwork, bo tworząc mogłem sporo samplować i nawiązywać do klasyków. Na tym też opiera się album Bennelux, wydany na winylu przy współpracy z Astigmatic Records. Benncart, tak samo, jak ja, jest hip­‍?hop headem czerpiącym z tzw. złotej ery. Mieliśmy wspólną zajawkę na reinterpretowanie tych samych sampli, na których opierały się rapowe klasyki, które darzymy do tej pory sporym sentymentem. Nieustannie wpadały nam do głowy kolejne pomysły na numery i to bardzo nas nakręcało pod kątem kreatywnym. Jeśli chodzi o Audioriver i moją obecność na festiwalu, to cieszę się, że grana przeze mnie muzyka jest doceniana i nie ginie, dając przy tym ogromną satysfakcję. Praca i energia, którą wkładam w to co robię, procentuje.

 

Wrócę jeszcze na chwilę do tematu presji i tego, że na festiwalu masz świadomość, że równolegle z Tobą gra kilku innych artystów. Oczywiście, te gatunki bywają bardzo odległe od siebie, w tym celu tworzy się kilka scen, ale czy mimo to czujesz pewien stres?

Poprzednim razem grałem w namiocie, w którym można było posłuchać nieco szybszego tempa – jungle, drum’n’bass czy footowork i było to w zasadzie jedyne takie miejsce na całym festiwalu, poza częścią, która odbywa się w niedzielę. Część z tych osób przyjechała właśnie po to, by posłuchać takich brzmień i w pewien ortodoksyjny sposób nie akceptuje innych gatunków, więc zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał tego posłuchać, a ja z kolei nie traktuję równolegle granych setów na innych scenach na zasadzie zawodów czy jakiejś rywalizacji.

Sam dużo eksperymentujesz z muzyką, dlatego zastanawia mnie, co sądzisz o zamykaniu się w swojej bańce?

Rozumiem, że można mieć inne podejście i nie mam z tym żadnego problemu, ale jeśli mi ta bańka nie odpowiada, to nie próbuję się do niej na siłę dostać. Są też tacy DJ­‍?e i producenci zamknięci w swojej bańce i robią to mega dobrze, szlifują warsztat w jednym kierunku. Ja z natury staram się czerpać z różnych źródeł mieszając je ze sobą i jest to dla mnie całkowicie naturalne. Nie dziwi mnie natomiast to, że ktoś chce zachować całkowitą spójność i stawia sobie twórcze granice.

Odnośnie hip­‍?hopu, o którym wcześniej wspomniałeś, zakładam, że mocno śledzisz ten rynek. Co sądzisz o ewolucji tego gatunku na przestrzeni lat?

Uważam, że ta muzyka od zawsze była odzwierciedleniem rzeczywistości i czasów, w których znajdował się dany artysta. Powiedzmy, że lata 90. były dosyć szalone i ta muzyka dobrze do nich pasowała, często opowiadając o tym w bezkompromisowym stylu. Obecnie młodsze pokolenia mają nieco inne podejście i jeśli ich to jara to jestem z tym całkowicie okej. Czasami widzę pójście na łatwiznę, bo wyraźnie widać, że wytworzył nam się pewien schemat czy szablon wg. którego powstają kolejne utwory Mam wrażenie, że pojawiło się zbyt przedmiotowe podejście do tworzenia. Jednocześnie cały czas są tacy artyści, jak chociażby Kendrick Lamar, którzy łączą nową szkołę z elementami tych hip­‍?hopowych korzeni. Myślę, że ten gatunek zawsze był lustrzanym odbiciem czasów, w których powstawał, tak chyba jest również teraz.

To co w takim razie z jeszcze młodszym pokoleniem – mam na myśli pewną ewolucję od influencera do rapera. Wielu twórców internetowych zaczęło bawić się tą muzyką, co sprawiło, że pojawiło się dużo osobliwych tworów muzycznych. Czy to nadal jest muzyka, czy bardziej performance, mający na celu zwrócenie uwagi na „artystę”?

To jest to przedmiotowe podejście, o którym przed chwilą wspomniałem. Masz schemat i Twoim zadaniem jest odzwierciedlenie pewnych trendów, głównie ze Stanów i w przypadku polskiej sceny często przełożenie tego na nasz rynek. Wielu z nich podejmuje po prostu ryzyko sprawdzając czy coś kliknie, czy nie. Początkowo takie działania może i generują sporo wyświetleń, ale łatwo się w tym zakręcić i pogubić.

Zostawmy w takim razie scenę hip­‍?hopową i wróćmy do Płocka. Czy masz swoją muzyczną checklistę do odhaczenia na Audioriver?

Jest tego trochę… Zaczynając od takich ksywek jak Palms Trax, Conducta, T Q D, aż po Coco Bryce’a czy Samurai Breaks. Każdy z nieco innej bajki, ale m.in. za to właśnie lubię festiwale.

A gdybyś mógł, zakładając sferę marzeń, zagrać b2b z jednym artystą – kto by to był?

DJ Rashad, ale niestety nie będzie to możliwe. Szansa zagrania z mającym ogromny wpływ na moje produkcje pionierem muzyki Juke/Footwork, byłaby dla mnie największą nobilitacją i spełnieniem marzeń. Z artystów wciąż będących wśród nas, chętnie zmierzyłbym się ze Special Requestem.

fot, Agata Kochanek