
Gdy splajtuje kolejne biuro podróży
|
Lato w pełni, pogoda dopisuje, coraz więcej znajomych wyjeżdża na urlop… Zamiast siedzieć w mieście i czekać na kolejny festiwal, warto spakować plecak i wyruszyć na długo wyczekiwane wakacje. Jak wiadomo, nieważne gdzie, ważne z kim. Nie zastanawiając się zatem nad geograficznym celem podróży, skupmy się na bardziej przyziemnych aspektach wojaży. A że w dobie kryzysu tematem numer jeden jest zawsze kasa, czy raczej jej brak, będzie o tym, jak wypocząć niskim kosztem, ale na pełnych obrotach!
Po pierwsze transport.
Niezależnie od tego, czy wybieramy się do Tajlandii, na Sycylię, czy na Mazury, musimy tam jakoś dotrzeć. Najtańszym (a właściwie darmowym) sposobem jest oczywiście autostop. Ta popularna na całym świecie forma podróżowania zdążyła już obrosnąć wieloma mitami, ale wciąż jest praktykowana. Do najpopularniejszych historii należą te o kradzieżach, gwałtach, a nawet brutalnych morderstwach na podróżujących – i to zarówno za kółkiem, jak i na tylnym siedzeniu. Świat jest duży i zaskakujący, należy więc założyć takie nieprzyjemne wypadki, musimy jednak pamiętać, że większość z nich to po prostu urban legends. Kto zjechał w ten sposób kilka kilometrów wie, że strach ma wielkie oczy, a podróże na stopa należą do miłej codzienności poszukiwacza przygód.
Jeśli wolimy jednak nie kusić losu i nie ryzykować choćby nie klejącej się rozmowy z kierowcą, warto przyjrzeć się lokalnej siatce połączeń komunikacyjnych. Pociągi i autobusy w każdym kraju są tańsze od taksówek, a w wielu miastach wybór wzbogacony jest o metro czy nawet trolejbusy. Nie warto próbować jazdy na gapę – w słabo rozwiniętych krajach w środkach komunikacji nierzadko czają się konduktorzy, a w tych lepiej rozwiniętych wysokość mandatu może przerosnąć nasze najśmielsze oczekiwania. Transport lokalny dostarcza ponadto dwóch bardzo przydatnych możliwości: primo nie prowadzenia samemu oraz secundo zwiedzenia długiej trasy z nosem przy szybie (tzw. city tour).
W wiele ciekawych miejsc ciężko jednak dojechać transportem publicznym. Wówczas potrzebny nam jest samochód i błogosławimy ten cud techniki oraz swoje prawo jazdy. Na wycieczki szlakiem chorwackich kun tudzież słowackich jaskiń warto zapakować auto znajomymi i zrzucić się na paliwo. Chociaż wszędzie benzyna drożeje, nierzadko po podzieleniu kosztów między wszystkich uczestników wyprawy wychodzimy na tym całkiem nieźle. Własny środek transportu daje swobodę ograniczoną jedynie rolą odpowiedzialnego kierowcy…
Całkiem niedrogo i na pewno z mniejszym poczuciem odpowiedzialności możemy podróżować, korzystając z ofert biur podróży. Niektóre z nich posiadają specjalne, wakacyjne propozycje transportowe. Kupujemy wówczas bilet autokarowy (często honorowane są legitymacje studenckie jako podstawa do zniżki), stawiamy się w określonym czasie i miejscu i zaczynamy naszą podróż. Na pokładzie takich autokarów możemy wprawdzie spotkać starsze panie z wałówką, panów z brzuszkiem i wesołe rodzinki grające w karty, ale czego się nie robi dla sprawnego i niedrogiego transportu. Linie turystyczne kursują po całej Europie, a punkty wypadowe rozlokowane są we wszystkich, większych miastach Polski. Ważnym atutem jest też duży limit bagażu oraz niektórych wyskokowych pamiątek z podróży… Z poznańskich firm warto sprawdzić popularne, niedrogie biura podróży – na przykład studenckie ZuWays. Poza tym szeroką ofertą autokarową mogą pochwalić się przewoźnicy specjalizujący się w przejazdach wahadłowych (czyli nastawionych na transport, a nie organizację wypoczynku). Należą do nich Sindbad, Touring, Polski Bus, Eurolines i wiele innych – dokładne namiary zawsze poda nam wujek Google.
Bardziej wymagającym albo podróżującym na dalsze odległości pozostają jeszcze tanie linie lotnicze. Z Poznania można polecieć samolotami WizzAir, RyanAir i NorwegianAir, których ruch co lato nad europejskim niebem się zagęszcza. Wszystkie trzy firmy oferują stosunkowo niedrogie, a przy tym pewne przeloty. Wprawdzie nie uraczą nas posiłkiem na pokładzie i za bagaż rejestrowany będziemy musieli dodatkowo zapłacić, podróż upłynie nam jednak szybko i sprawnie – a o to przecież chodzi. Przy dalszych, pozaeuropejskich wojażach, warto sprawdzić ofertę azjatyckich linii, które nierzadko zapewniają wyższą jakość obsługi oraz bezpłatny przewóz bagażu. Wprawdzie ceny tych przelotów są znacznie wyższe od kontynentalnych, nie zapominajmy jednak, że przekładają się na ilość pokonywanych kilometrów.
Wybierając podróż samolotem, warto zrezygnować z bagażu rejestrowanego – tak, tak, chociaż początkowo wydaje się to prawie niemożliwe, z czasem wielu podróżnym udaje się dojść do perfekcji i zmieścić swój wakacyjny dorobek w bagażu podręcznym. Do zasadniczych minusów podróżowania z małym plecakiem należą z pewnością ograniczenia gabarytowe i wagowe takiego bagażu oraz specyficzne wymagania w kwestii płynów (maksymalnie litr w postaci najwyżej dziesięciu stumililitrowych, oznakowanych opakowań) – warto pamiętać, że większość kosmetyków nie ma stałej konsystencji!
Te wyrzeczenia i niewygody są jednak niczym w konfrontacji z plusami podróżowania z bagażem podręcznym. Odchodzą nam opłaty bagażowe, a zyskujemy szybką odprawę na lotnisku. Poza tym radość podróżowania zwiększa się, gdy nie jesteśmy skrępowani ciężką walizką...
W dobie nieustannie kurczącego się świata, w którym nawet na afrykańskiej sawannie można dostać coca-colę, martwienie się o bagaż przestaje mieć rację bytu. Bo po co nam walizka, skoro mamy komórkę i portfel? A kto raz spróbował wędrówki w nieznane wie, że naprawdę niewiele rzeczy jest nam w podróży potrzebne… Do absolutnych niezbędników (poza wspomnianą komórką i portfelem) należą: ręcznik, szczoteczka do zębów i mydło, zapas bielizny (niekoniecznie na każdy dzień), ciepła bluza, okulary słoneczne, gumowe klapki, chusta oraz lekkie koszulki na zmianę. Zasada „im mniej, tym lepiej”, oczywiście nie sprawdzi się na wycieczce autem za miasto, ale na pewno nabierze znaczenia przy szybkiej przesiadce na lotnisku w Stambule…
Po drugie nocleg.
Najfajniejszą, bezpłatną opcją nocowania gdzie tylko dusza zapragnie jest korzystanie z gęstej siatki społeczności Couch Surfing. Członkowie tej socjety rejestrują się w Internecie i tworzą swoje profile – oferują podróżnym kanapę we własnym lokum. W zamian mają dostęp do bazy takich kanap na całym świecie. Wystarczy wybrać sobie miejsce, które chcemy odwiedzić i znaleźć użytkownika systemu – autochtona. Następnie napisać do niego wiadomość i wprosić się na noc. Jeśli dobrze się zaprezentujemy, mamy szansę na darmowy nocleg. Do minusów takiej formy nocowania należy z pewnością ryzyko związane z zaśnięciem w mieszkaniu zupełnie obcej nam osoby. Na szczęście do dziś odnotowano co najwyżej nieprzyjemności z tytułu higieny bądź gościnności gospodarza… Należy się jednak liczyć z możliwym skromnym standardem oraz niekoniecznie oddzielną sypialnią z własną łazienką, wszak nie każdy mieszka w warunkach niczym z polskich seriali.
Jeśli jednak pewniej się poczujemy płacąc za nocleg, jak każdy przyzwoity turysta, godnym polecenia rozwiązaniem jest bogata oferta hosteli i schronisk. Za niewielką opłatą możemy w takich przybytkach spędzić noc w gronie innych podróżnych w tzw. dormitorium (kilka zazwyczaj piętrowych łóżek) lub innego typu pokoju wieloosobowym. Nie musimy martwić się o swoje rzeczy, bo w tego rodzaju obiektach często znajdują się schowki, szafki i sejfy dla gości. Warunki wprawdzie nie mają nic wspólnego z hotelami na egipskiej riwierze, ale spokojnie możemy je określić jako przyzwoite. Czysto, ciepło i w miłej, globtroterskiej atmosferze. Goście mają dostęp do wspólnych łazienek, kuchni i tzw. common room’u – wspólnego salonu, nierzadko połączonego z kafejką internetową. Hostele i schroniska to doskonała propozycja dla tych, którzy nie spędzają wakacji w pokoju hotelowym, lecz stawiają na aktywną turystykę. Do minusów należy chyba tylko brak intymności, gdy podróżujemy w parach, ale ten problem też można rozwiązać, dopłacając do hostelowej „dwójki”.
Inną, jeszcze tańszą propozycję, stanowią rozsiane po całej Europie pola namiotowe. Wprawdzie w wielu zakątkach kontynentu biwaki należą do reliktów przeszłości, nie wszystkie jednak wymarły i wciąż można rozbić namiot na strzeżonej działce. Na polach biwakowych zastaniemy nie tylko zaplecze sanitarno-gastronomiczne, ale też ogródki grillowe, sale z dostępem do Internetu i TV oraz inne atrakcje w postaci np. prywatnej plaży nad pobliskim jeziorem. Jeśli nie mamy ochoty spędzać nocy pod namiotem, możemy ponadto skorzystać z kempingowej oferty domków, które zazwyczaj rozstawione są na takich polach. Warto rozważyć opcję tego typu noclegów w kontekście podróży do nieco droższych krajów (Włochy, Francja, kraje Skandynawskie) – biwaki w lepiej rozwiniętych państwach stwarzają po prostu lepsze warunki pobytowe, co niekoniecznie musi przekładać się na wyższą cenę. Ciekawostką mogą być dla polskiego turysty niektóre greckie kempingi – po sezonie przez około miesiąc pozostają teoretycznie zamknięte, ale w praktyce funkcjonują własnym życiem…
Po trzecie jedzenie.
Jak wiadomo, podczas podróży po świecie prawdziwą przyjemnością i swoistym obowiązkiem jest kosztowanie miejscowych specjałów. Głupio wrócić z Włoch bez spróbowania spaghetti tudzież z Francji, nie wiedząc, jak spakują tamtejsze croissant’y. Najczęściej jednak po prostu nas nie stać na miejscowe, wyszukane specjały i kończymy w supermarkecie, z konserwami i jogurtami w koszyku. Po pierwsze, duże sklepy sieciowe mogą się nam przydać podczas wakacji, ale tylko wtedy, gdy kupujemy w nich z głową. Warto zaopatrzyć się tam w wodę, środki czystości i podstawowe produkty. Po warzywa, owoce, pieczywo, a także mięso i nabiał warto jednak udać się do małych sklepików prowadzonych przez miejscowych. Nie dość, że towar przez nas zakupiony będzie autentycznie tamtejszy, to jeszcze niekoniecznie musimy przepłacić. W wielu południowoeuropejskich oraz w prawie wszystkich azjatyckich miastach funkcjonują ponadto bazary z prawdziwego zdarzenia – możemy się tam targować, chłonąc zapachy i dźwięki oraz, przede wszystkim, być pewni, że do naszych rąk (a pośrednio żołądków) trafiają lokalne, świeże produkty.
Najczęściej jednak podczas urlopu mamy ochotę nie przygotowywać nic samemu, a zostać uraczonym miejscowym specjałem. W wielu państwach, głównie azjatyckich, jedzenie w najróżniejszych punktach gastronomicznych jest po prostu bardzo tanie – niekiedy tańsze nawet, niż koszty przygotowania posiłku samemu. Poza tym w każdym kraju naszego kontynentu funkcjonująlokale w typie barów mlecznych, gdzie możemy niedrogo zjeść pożywny, miejscowy posiłek. W Azji warto jadać w przydrożnych budkach, bo serwują tam po prostu najlepsze jedzenie – już sam fakt, że w takich punktach stołują się miejscowi sugeruje miłą niespodziankę dla podniebienia.
Ciekawym wyzwaniem mogą się okazać festiwale smaku organizowane właściwie wszędzie. Do najpopularniejszych należą chyba święta wina (Francja, Bułgaria, Gruzja, Włochy) przypadające zazwyczaj na jesień, wiosenne festiwale serów (Szwajcaria, Holandia i Francja) oraz niemiecki Oktober Fest – październikowa, bawarska impreza piwna. Mało kto jednak wie, że latem w kilku serbskich miasteczkach organizowane są festiwale grilla, a sami Serbowie należą do światowych mistrzów barbeque. Podczas takich imprez nie tylko można najeść się (zazwyczaj za darmo) wyśmienitymi, grillowanymi mięsami, ale przede wszystkim wziąć udział w prawdziwej, bałkańskiej zabawie kilkudniowej. Kto raz imprezował na Półwyspie Bałkańskim wie, że wschód słońca niekoniecznie musi uciszyć muzykę…
Wielu turystów boi się jednak nowych wyzwań smakowych ze względu na mit tzw. klątwy faraona. Wystarczy jednak przestrzegać podstawowych zasad higieny (mycia rąk, owoców i warzyw) oraz nie przyjmować nie butelkowanej wody – dotyczy to również kostek lodu, sorbetów i lodów, napojów nie butelkowanych oraz mycia zębów wodą z kranu! Flora bakteryjna zupełnie normalna dla Hindusa czy Bałkańczyka dla nas może okazać się co najmniej drażniąca… Dlatego też warto przygotować swój układ pokarmowy i odpowiednio wcześnie zacząć przyjmować probiotyki, nie wspominając już o szczepieniach ochronnych – wszystkich informacji może udzielić lekarz pierwszego kontaktu (choć niestety nie zawsze posiada taką wiedzę), lekarz medycyny podróży oraz stacje sanitarno-epidemiologiczne. Wielu wprawionych turystów uważa ponadto, że nie warto w podróży stronić od wysokoprocentowego alkoholu – ma on podobno dezynfekować nasz przewód pokarmowy… Taka rada na koniec ;-)
Po czwarte cel.
Tanie podróżowanie nie tylko pozwala zaoszczędzić, ale przede wszystkim dostarcza wrażeń niespotykanych na drogich wycieczkach all-inclusive. Bo czy można spróbować własnoręcznie złowionej, greckiej ryby, jeśli codziennie jada się „dania kontynentalne” w hotelu z basenem? Czasami, żeby poznać prawdziwy smak wakacji i naprawdę przeżyć coś niezapomnianego, trzeba zostawić bezpieczne przystanie i zapuścić się nieco dalej, w nieznane. Daje to nie tylko możliwość poznania świata wszystkimi zmysłami, ale pozwala, jak to ładnie określają mądrzy ludzie, odnaleźć siebie przez kontakt z innym, obcym.
Przed każdą podrożą należy postawić sobie zasadnicze pytanie – czego oczekuję od wakacji? Jeśli zastanowimy się nad tą banalną z pozoru kwestią, szybko znajdziemy towarzystwo do podróży, punkt na mapie, z którym chcemy się zaznajomić w realu oraz upragnioną formę spędzania wolnego czasu. Prawdziwy cel naszej podróży odkryjemy jednak dopiero w jej kulminacyjnym momencie – w chwili poczucia spełnienia i radości z nieskrępowanego wypoczynku. I tego życzymy Wam najbardziej.
Marta Pawelczyk
Fot. do artykułu
-zabytkowy tramwaj w Lizbonie, Portugalia
-pokój wieloosobowy w jednym z praskich hosteli, Czechy
-posiłek w barze mlecznym w Płowdiw, Bułgaria
-pływający targ w okolicach Bangkoku, Tajlandia
-arbuzy na jednym z tureckich bazarów
Galeria




