
Jak sprawić, żeby weekend nie rujnował życia?
Freshmag radzi
| Karolina Bachorowicz
Bez względu na to, czy przyszło pracować Ci w mocno eksploatującej gastronomii, czy też dzielisz pomieszczenie z ludźmi władającymi przereklamowaną już nowomową, pewnie nie raz zdarzyło Ci się mocno dywagować, bądź też konsultować z przyjaciółmi, czy też z własnym portfelem, powszechnie znany temat weekendowego wyjścia na miasto. Czułeś się jak Hamlet zadając sobie pytanie "wyjść czy nie wyjść?"
Mieszkając w dużej mieścinie, bogactwo alternatyw nocnych eskapad jawi się przed Tobą w całej odsłonie, niczym rozbieżność temperatur przy marcowej pogodzie. Równie dobrze możesz olać kluby, których bardzo często nieodłącznymi czynnikami są gęste kłęby dymu, tsunami alkoholu oraz budżet, który boli równie mocno następnego dnia, jak skacowana głowa. Zamiast kręcić się po pokoju, nerwowo zmieniając utwory na Spotify, które zapewne jeszcze bardziej dopingują Twoją niespokojną, podrygującą nogę, czasami warto ulec pokusie opuszczenia domostwa. Zakazany owoc niech zostanie zerwany, połknięty i strawiony. W przeciwnym razie ciągle będzie dyndał nad Twoją głową utwierdzając Cię w poczuciu dyndania nad przepaścią braku decyzyjności. Nie musisz od razu rzucać się w ramiona diabła nocy, bądź tym razem nieco sprytniejszy.
Uważam, że nie ma złotego środka jaki mógłby "trzymać w ryzach" każdego młodego ducha wbijającego na miasto, a każdy z nas to osobny zestaw cech i skłonności. Z tego względu pozwolę powołać się na kilka bardziej, lub mniej trywialnych metod, dzięki którym z uśmiechem na twarzy i apetytem przeżujesz poniedziałkowego, porannego tosta a wiadomości na Twoim messangerze nie wywołają dysonansu poznawczego.
1) Bifory i inne potwory - Jeśli zamierzasz bawić się w gościnność i zorganizowałeś B4 w swojej cudownej kamienicy, pamiętaj żeby najmniej asertywną, a jednocześnie najbardziej trzeźwą osobę zaangażować do wspólnego sprzątania, przed wyjściem do klubu. Pobudka przy czołowym zderzeniu się z rzędem opróżnionych butelek może okazać się tylko zabawna wtedy, kiedy zestawimy ją z klipem do "We are your friends" Justice. W przeciwnym razie utwierdzi Cie w przekonaniu, że posprzątasz ... ale w środę. Jeżeli dziwnym trafem nie spodoba Ci się godzina zamknięcia klubu, a czas zastygnie niczym zegary na obrazie Salvadora Dali, pamiętaj żeby swój tyłek kierować do ludzi, którzy zapraszają do siebie. W każdej chwili możesz zamówić taksę i zawinąć się do domu, gdzie w spokoju będziesz mógł zasnąć, nie będąc narażonym na miażdżący bass, który niczym wiertło, próbuje przebić się przez ścianę.
2) Jedzenie, jedzenie i jeszcze raz ... woda. Czyli wszystkie doskonale nam znane przykazania z serii "a nie mówiłam", legendarne jedzenie porządnych, bogatych w mikroelementy posiłków przed wyjściem i cała seria oklepanych ,ale jakże skutecznych dyrdymałów. Znane nam od lat, a niestety pomijane jak mycie rąk po wizycie w publicznej toalecie.
3) Ludzie - Nie chodzi o to, żeby towarzyszyć koleżance przy każdym pójściu do toalety albo stadnie podążać za tą częścią ekipy która wybrała dolny parkiet. Jeżeli czujesz że drumy z sąsiedniej sali same porywają Cie do tańca, obróć się na pięcie. Jeżeli poruszasz się samodzielnie, jest większa szansa, że poznasz ciekawych ludzi.
4) Pasje i zajaweczki - jeżeli wiesz, że na sobotę umówiłeś się z ziomkiem żeby pomóc mu przy obróbce zdjęć, lub przyjaciółka prosiła Cię o kilka skondensowanych lekcji z maszyny do szycia - olej piątkowe wyjście. Tak, jesteś w stanie to czasem zrobić, bo jest coś takiego jak "priorytety". Brak energii, jaki zafunduje Ci spustoszenie organizmu, nie będzie sprzyjał ani chęci niesienia pomocy, ani Twojej kreatywnej wyobraźni. Jeśli wystawisz ziomka, możliwe że będziesz później borykać się z wyrzutami sumienia i wszechogarniającemu poczuciu bycia złym człowiekiem i ofiarą prokrastynacji. (Obstawiam, że nie po raz pierwszy!)
5) Bierz ze sobą tyle, kasy ile potrzebujesz. W trakcie imprezy może dziwnym trafem okazać się, że potrzebujesz jej znacznie więcej ( tego za wszelką cenę chcemy uniknąć.) Era konsumpcjonizmu zrobiła z nas dumnych posiadaczy kart kredytowych, których transakcje wykonywane przy barze mogą osiągnąć efekt kuli śnieżnej, która będzie topnieć powoli z każdą spłaconą ratą.
Rozmawiaj, tańcz i zrzuć z siebie to, co na Twoje barki władowała codzienność. Nie przeginaj, ani z alkoholem, ani z przesadną stylizacją. Jeśli to zrobisz, doskonale wiesz iż duża szansa, że w obu przypadkach nie będziesz sobą.Impreza to czas, gdzie pozbywając się nudnych uniformów i skrępowanych ruchów w jakie wrzuciła nas praca, mamy prawo wyglądać tak, jak czujemy że chcemy wyglądać. Baw się tak, żeby wynieść z imprezy jak najwięcej dobrej muzyki, owocnych znajomości oraz pozytywnej energii, która da Ci siłę stoczyć walkę z nagromadzonymi deadline'ami w ciągu tygodnia. Powodzenia, miłej zabawy!