
Jakub Oleg W – oniryzm i antyerotyzm
House Of Arts
| Heronika
HOUSE na Szkolnej to całkiem świeże miejsce, które swoją ofertę rozszerza daleko poza weekendowe imprezy. Od 2 marca rusza tam cykl wystaw i pokazów „HOUSE of ARTS” , który ma na celu otwarcie drzwi dla wszelkiej maści artystów z pogranicza. Jako pierwszy swoje prace zaprezentuje Jakub Oleg Wojciechowski – animator i ilustrator, od niedawna również tatuator. Podczas wernisażu udoskonalać wystawę swoimi dźwiękami będzie poznański producent Brak Oczu.
Jakbyś miał opisać to co robisz trzema słowami, to jakich byś użył?
Persona, profanum, oniryzm.
Posługujesz się różnymi technikami, wydawałoby się, że jesteś jeszcze w trakcie pewnych poszukiwań, zarówno, gdy mowa o animacji, jak i o ilustracji. Jak podchodzisz do kwestii medium?
Nigdy nie traktowałem działań w różnych mediach jako poszukiwania. Jeśli czułem że dane medium będzie odpowiadało na ideę – wizję, którą sobie założyłem – wtedy z niego korzystałem. Często przez tę transmedialność prace traciły na technologicznej jakości (w porównaniu do byciu wiernemu jednemu medium) – jednak to nie jakość jest moim założeniem.
W Bydgoszczy byłeś uczniem szkoły plastycznej, teraz studiujesz na UAP. W jaki sposób środowisko akademickie wpływa na Twój rozwój? Czy czujesz się częścią czegoś większego?
Na pewno droga edukacji, którą obrałem w swoim życiu miała wielki wpływ na mój charakter, nie ze względu na samą szkołę, a raczej na możliwość poznania fantastycznych ludzi o podobnych zainteresowaniach co ja. Mój stosunek do akademickiej maniery był często podsumowywany beznadziejnymi ocenami w plastyku, dopiero dzięki paru wspaniałym pedagogom, którzy pozwolili mi się rozwijać we własnym zakresie, mogłem się spełnić. Jeśli jednak chodzi o samo środowisko – to zarówno ja, jak i moi znajomi, zawsze byliśmy na jego uboczu, często odtrącając wiele idei, które dla nas są obce, sztuczne lub najzwyczajniej w świecie – nieinteresujące.
Czy uważasz, że uczęszczanie do szkół artystycznych rozwija czy raczej ogranicza artystę?
Czas edukacji na takich placówkach jest bardzo cenny w kontekście poznawania ludzi, dostępu do sprzętu czy rozmowy z niektórymi wykładowcami. Jednak jest to pewien rodzaj „piaskownicy” bez autodyscypliny i konkretnego celu, można z niej wyjść z niczym. Jednak przykłady artystów takich jak Rafał Wechterowicz (aka. Too Many Skulls) czy V B R R T R D lub cały ruch "Art Brut" zdaje się mieć w poważaniu akademicki rozwój, stawiając na indywidualizm i świeżość. Ja się z tym poniekąd identyfikuję.
Jak w twoich oczach wyglądają wystawy i wernisaże w miastach takich jak Poznań?
Byłem swojego czasu zafascynowany bogactwem ilości wystaw w Poznaniu. Chodziłem średnio na co drugi wernisaż jaki tylko się pojawiał, jednak w pewnym momencie miałem wrażenie, że ciągle widzę te same twarze. Nie zajęło mi wiele czasu, by zauważyć, że jest to trochę zamknięte grono ludzi, które chodzi na własne wystawy: raz jako artysta, raz jako odbiorca. Jednak nie musi być to reguła – w Łódzkim OFF-ie często pojawiają się wystawy nastawione na kontakt z przestrzenią „urban” oraz z ludźmi wchodzącymi do galerii z przypadku, tak jak chociażby wystawa mojego dawnego pedagoga Mariusza Korczaka, który w przystępnej formie dokonuje dyskusji nad działaniami plastycznymi z ludźmi często ze sztuką nie powiązanymi. Można jeszcze wspomnieć o „Domie Mody Limanka”, który koncentruje się dookoła takiego penerskiego sznytu i podejścia do działań wystawienniczych. Co do Poznania – trochę czasu już minęło od kiedy brałem czynny udział w życiu galeryjnym, może coś się zmieniło. Mam nadzieję.
Jak się czujesz w momencie, gdy inni obcują z Twoją sztuką. Jak interpretujesz interpretacje obcych Ci osób?
Lubię konfrontacje ludzi z moimi rzeczami. Wszystkie moje prace – od filmów po ilustracje – są robione z autentycznej chęci podzielenia się moimi pasjami, humorem czy atmosferą, która jest dla mnie najważniejsza. Zawszę czuję ciarki jak ktoś powie mi „O stary, ale to było klimatyczne” – to jest dla mnie deseń tworzenia. Jeśli ktoś zobaczy tam coś co nie było moją intencją – jeszcze lepiej, niech każdy szuka czego chce. Ważna jest jeszcze dla mnie krytyka. Bardzo cenię sobie konstruktywną krytykę pod adresem tego co robię, to ona motywuje mnie do autorozwoju.
Czy masz jakieś oczekiwania odnośnie swojej pierwszej, w pełni samodzielnej wystawy?
Nie mam. Jedynie chciałbym, by ludzie potraktowali to jako luźny, niezobowiązujący czas, w którym mogą sobie pochillować, porozmawiać ze sobą – a moje rzeczy po prostu będą sobie gdzieś w tle dodawały atmosfery eventowi :)
I tak naprawdę najważniejsze pytanie: co dalej?
To jest ciekawe pytanie, na które teraz nie znam odpowiedzi. Aktualnie jestem w trakcie produkcji krótkometrażowego animowanego horroru (w Lovecraftiańskim klimacie), uczę się dziarać i dalej robię ilustracje. Sam nie wiem na czym skupię się w życiu, jednak póki nie uznam, że nie mam nic do powiedzenia w którymś z medium – wtedy skupię się na reszcie lub na jednym. Myślę jednak, że chciałbym związać się bardziej z przestrzenią muzyczną i działać ilustracyjnie w jej kontekście, czy to przy okładkach, czy teledyskach.