
Odbiorcy i twórcy – symbioza 2.0
Czas zdjąć kurtynę z poznańskich galerii
| Malika Tomkiel
Smak, węch, słuch, aż w końcu dotyk i wzrok. Zmysły. To właśnie one sprawiają, że każdy z nas odbiera świat w wyjątkowy sposób. Chce go doświadczać, ubarwiać, by pokazywać na dłoniach owoc swojej pracy i spersonalizowaną wrażliwości. Zastanawialiście się kiedyś kim są ludzie tworzący poznański świat sztuki? Gdzie ich znajdziemy i czy poświęcając się pasji mogą liczyć na wsparcie lokalnych galerii? Wsłuchajcie się w społeczeństwo i obserwujcie miasto. Ta przestrzeń zna odpowiedź na wiele pytań.
Nie wiem dlaczego zdecydowałam się na stwierdzenie, że wszystko w życiu możemy sprowadzić do zmysłów – czucia, dreszczy i interakcji na to co nas otacza. Rzeczy, które nie obchodzi szczególnie to, czy ich faktycznie poszukujemy. Po prostu są. Dookoła nas znajdują się również miejsca i ludzie, którzy poza umiejętnością stawiania odpowiednich pytań wiedzą, kiedy warto zwieńczyć swoje dzieło wykrzyknikiem, a kiedy zawiesić wielowarstwowy znak kropki. Czasem tej znienawidzonej. Artyści, kuratorzy wystaw, aż w końcu my – odbiorcy dzisiejszej sztuki. Niestety, ale od niej, podobnie jak od interakcji na bodźce, zbyt daleko nie uciekniemy.
Oczy – te szeroko zamknięte
Wbrew pozorom wystarczy tylko dobrze rozejrzeć się po Poznaniu, by dostrzec miejsca przesiąknięte kulturą i ludzkim zaangażowaniem. Warto zacząć opowieść od Zofii nierodzińskiej (pisownia celowa) i Galerii Miejskiej Arsenał – miejsca, które od lat, zarówno pod kątem lokalizacji, jak i zgromadzonej wiedzy, stoi pośrodku lokalnego świata sztuki. W naszym otoczeniu coraz częściej unoszą się smugi artystycznych działań. Ich ślady możemy zobaczyć między innymi dzięki organizacji regularnych spotkań z twórcami, warsztatach mających miejsce w małych galeriach i inicjatywach społecznych powstających w duchu ulicy. To jednak nie wszystko.
Pomimo, że poznańskie instytucje publiczne starają się wspierać rozwój twórczych aktywności, często nie wystarcza to na dotarcie do odpowiedniej grupy odbiorców. Jak powiedział mi Kuba Borkowicz z Galerii 9/10 (wcześniej oficyna.) prowadzenie własnej inicjatywy, to przede wszystkim praca z ludźmi. Poszukiwania. Poza znalezieniem satysfakcjonującego źródła inspiracji, jednym z wyzwań okazuje się pozyskanie osób, które okażą wsparcie działaniom realizowanym w obrębie galerii. Warto zadbać o to, by wieści o powstawaniu oddolnych inicjatyw docierały do jak największej liczby osób. Moment samego wernisażu jest bowiem tylko (albo aż) zwieńczeniem wielomiesięcznych, a czasem nawet wieloletnich zmagań. Zmagań organizacyjnych, związanych z poszukiwaniem źródeł finansowych i pisaniem sprawozdań. Uwierzcie, że wieszanie obrazów w odpowiednich miejscach stanowi tu przyszłościowy efekt uboczny. Ten najprzyjemniejszy.
Dłonie – namacalne szanse i zagrożenia
Obszar lawirowania nie ma tu znaczenia. Bez względu na zakres wykonywanej pracy, każdy z nas chciałby żyć w przekonaniu, że to co robi, niesie za sobą jakiś głębszy sens. W zrozumieniu tematu ponownie pomógł mi Kuba, który zauważa, jak wielu artystów przyciąga do Poznania Uniwersytet Artystyczny. To właśnie wielkopolska uczelnia stoi w dużej mierze za kreowaniem lokalnego środowiska twórczego. Jednak często jej wsparcie nie jest wystarczające. Wielu kuratorom i twórcom wciąż ciężko otworzyć się na nowe wizje i dostrzec niezbadane dotąd horyzonty. W końcu bardzo często to właśnie próba ryzyka i odrzucenie strachu pozwala nam na stworzenie najpiękniejszych rzeczy.
Tylko czy modernistyczne powiedzenie „sztuka dla sztuki” dzisiaj wystarczy? Kolejną trudnością, na którą mogą napotkać dzisiejsi artyści z pewnością są ograniczenia finansowe. Jak wspomina Agata Rodríquez, której galerię znajdziemy na ul. Wodnej, lokalni artyści nie zawsze mogą sobie pozwolić na życie z twórczości. Pełne poświęcenie się artystycznym działaniom wymaga nie tylko dużego nakładu pracy, ale i pieniędzy. Te zaś nie zawsze idą ręka w rękę ze wzniosłą ideą tworzenia sztuki. Trochę jak z dzieleniem się słodyczami. W czasach wszechobecnej digitalizacji ciężko o odnalezienie złotego środka, pozwalającego na zachowanie zarówno twarzy, jak i odrębności. Zjeść i mieć. Przedstawiciele Atelier Myszkowski jednak słusznie zauważają, że jest to równocześnie szansą dla artystów. Nieograniczone możliwości dzisiejszych mediów pozwalają na wypełnienie cyberprzestrzeni dowolnymi treściami. Galerie sztuki są zaś po to, by pomóc artystom w ich krętej drodze. Warto więc wykorzystać obie szanse, by wypełnić otoczenie swoją kreatywnością.
Nos – warto unieść nieco wyżej
By zobaczyć więcej. Dookoła siebie, w odbiciu bliskich osób, aż w końcu chodząc na wieczorne wernisaże. Czy możemy wyróżnić obecnie jakiś nurt dominujący w twórczości? Rozmawiając z Marysią Ancukiewicz (Galeria FWD:) zrozumiałam, że wspomniany wcześniej rozwój social mediów ma również przełożenie na pewnego rodzaju rozkwit tematyki poruszanej w świecie sztuki. Coraz częściej możemy odnieść wrażenie, że jedyną kwestią strofującą zarówno twórców, jak i kuratorów jest… wyobraźnia. Jak dodaje Natalia Brodacka z Galerii R20, to właśnie różnorodność stanowi dziś wspólny mianownik. Rzeczą niezwykle cenną, którą odnajdziemy dziś w twórczości jest fakt, że zarówno prace, jak i wystawy dotykają różnych poziomów wrażliwości. Reagują na aktualne problemy. Patrzą w głąb naszych potrzeb i lęków.
Załóżcie buty i wyjdźcie na ulicę, by dostrzec zagadnienia poruszane dziś w sztuce. Jak zauważyła przedstawicielka Arsenału, żyjemy dziś w czasach gruntowego przewartościowania. Również w twórczości coraz częściej odnajdziemy dyskursy lewicowe, feministyczne, queerowe i postkolonialne – wszystkie nakierowane na wszechobecną emancypację. Do łask powraca również terminologia pochodząca z lat 70-tych, która pertraktując o sztuce użytecznej społecznie, materializuje się dopiero w swoich działaniach. Na to jednak, co wyjdzie z domowego zacisza ku publiczności, wpływają opinie właścicieli galerii i kuratorów.
Oczy – spójrzmy w lustro
W końcu to my jesteśmy odbiorcami dzisiejszej sztuki. Nauczyciele, właściciele i managerowie firm, psychoterapeuci, pasjonaci – galerie to przestrzenie dla różnorodnej publiczności. Nikt nie powiedział, że każdej osobie przychodzącej na finisaż wychodzą rumieńce na samą myśl o kolejnej wystawie. Wręcz przeciwnie. Niektórzy z oglądających ekspozycję trafiają na niego zupełnie przypadkiem, by doświadczyć czegoś zupełnie nowego. Ważne jest, że właściciele poznańskich galerii dostrzegają chęć edukacji kulturalnej wśród społeczeństwa. Budujący wydaje się również fakt, że osoby odwiedzające galerie, coraz częściej mają możliwość nie tylko bezpośredniego spotkania z dziełem, ale i nawiązania dialogu z jego twórcą. Pozwala to w końcu na wymienienie się doświadczeniem – stanowiącym współcześnie nieocenioną wartość. Sprawia to, ze twórca i odbiorca stali się dziś w pewnym sensie złączeni. To prosty mechanizm. Symbioza i balans wymagający współpracy.
Uszy - ***
Jest to temat bardzo delikatny. Od sztuki, podobnie jak od życia, każdy z nas oczekuje czegoś zupełnie innego. Chodzimy, obnażamy i weryfikujemy swoje poglądy, by móc kształtować siebie każdego dnia. Rozpoczynamy od kofeiny, nasłuchujemy ludzi w drodze do pracy, aż po poszukiwanie odpowiedzi w symbolach. To właśnie galerie stanową dziś miejsce, gdzie chociaż na chwilę możemy uciec od świata do rzeczywistości przepełnionej ukrytymi metaforami.
Stop, cofnij. „Ucieczka” nie stanowi tutaj adekwatnego słowa – odzwierciedla obawy. Zarówno artyści, jak i odbiorcy sztuki nie powinni się bać. Mają dookoła siebie przestrzeń otwartą na ich działania i umysły, które chętnie przyjmą ich pod swój dach. Warto współpracować. Ze sztuką, sobą i drugim człowiekiem. Otwierać się na siebie i to, w jak odmienny sposób widzimy świat. Pierwszy krok zawsze jest najtrudniejszy. Pozwólcie, że zacznę: Cześć, Twórcy. Rozumiem Was – sama chciałabym zarabiać na chleb stawianiem liter.
Tekst nie powstałby gdyby nie: Marysia Ancukiewicz, Kuba Borkowicz, Natalia Brodacka, Paweł Jaskuła, Konstancja Myszkowska, Zofia nierodzińska, Agata Rodríquez. Dziękuję.