
Roślinoholicy
Poznaniacy z chlorofilem we krwi
| Natalia Bednarz
"Dom bez psów i roślin jest pusty, a ludzie, którzy bez nich żyją – źli” – usłyszałam niedawno w sklepie. Plant is a new pet! - wyczytałam w sieci. Mocne, ale chyba coś w tym jest. Rośliny adoptujemy, mówimy do nich, zapewniamy im opiekę na czas wyjazdu, czasem… bierzemy pod prysznic! W ostatnich latach rośliny dosłownie podbiły, czy też raczej oplotły nasze serca. Gdy pandemia i przymusowy lockdown odebrały nam kontakt z naturą... zaprosiliśmy ją do środka!
Liczba roślin w naszych mieszkaniach rośnie. Jedna, dwie, pięć, dziesięć to mało, rekordziści idą w dziesiątki czy setki. Roślinoholicy są wszędzie, także w Poznaniu. Znaleźć ich można w naturalnym środowisku wszystkich pasjonatów – na Facebooku. Grupa Roślinoholicy Poznań Porady/Wymiany/Adopcje/Sprzedaż liczy sobie ponad 43 tysiące członków. Każdy, kto jest z Poznania i kocha rośliny, ten już z pewnością w niej jest. W czerwcu tego roku miną 4 lata od jej założenia. Przez ten czas zmieniło się wiele, ale na pewno nie atmosfera przyjaźni, relaksu, luzu. To wyjątkowe, lokalne, roślinne społeczeństwo powstało z inicjatywy dwojga poznańskich pasjonatów - Agnieszki i Tomka Lurki.
Od fauny do flory
Zaczęło się niewinnie i od zupełnie innej pasji – hodowli zwierząt egzotycznych. Potrzeba okazała się matką wynalazku. Tomek i Agnieszka chcieli zapewnić swoim gadzim podopiecznym mały, egzotyczny i przytulny świat, a więc zaczęli zapełniać terraria roślinami. W specyficznej temperaturze i wilgotności flora zaczęła rozwijać się bardzo szybko, a ich dopadła klęska urodzaju i nadwyżki sadzonek. Gdy okazało się, że nie mogą dłużej uszczęśliwiać nimi rodziny i znajomych, trzeba było poszukać nowych rodziców adopcyjnych.
I tak powstała grupa poznańskich roślinoholików. Cel? Umożliwić sprzedaż nadmiaru zielonego dobra, a także dać możliwość pochwalenia się swoimi egzemplarzami. - Początki nie były łatwe, lecz podchodziliśmy do tematu z dużym dystansem. Na początku tylko my dodawaliśmy posty, dlatego w ogóle nie podejrzewaliśmy, że ten projekt odbije się tak szerokim echem – mówi Tomek.
Z terrarium na parapety
Z biegiem czasu proporcje w zielonym inwentarzu bardzo się zmieniły. Rośliny wyszły poza „gadzie domki” i przejęły doniczki. - Nic w tym dziwnego, bo chlorofil płynął w naszych żyłach od zawsze. Zawdzięczamy to naszym rodzicom i dziadkom, którzy nieświadomie wprowadzili nas w ten świat, stawiając w roli przypadkowych świadków podlewania i pielęgnowania ich roślin. Nie od dziś wiadomo, że ludzie starsi posiadają nadprzyrodzoną moc prowadzenia olbrzymich i zdrowych okazów roślin bez przejmowania się o twardość wody czy jakość podłoża! - wspomina Tomek.
Niezbitym dowodem na to, jak wspaniałą więź przez lata może stworzyć z rośliną człowiek, jest historia, która wydarzyła się w grupie naprawdę. Jedna z członkiń chciała pomóc sąsiadce w sprzedaży wieloletniej, pięknej monstery i spłacie długów. Historia chwyciła za serce członków grupy. Choć roślina miała spory potencjał i łatwo znalazłaby nabywcę, roślinoholicy woleli pomóc kobiecie, by nie musiała żegnać się z ukochaną rośliną. Jeśli nie wiesz, dlaczego, pewnie nigdy prawdziwie nie kochałeś. Nie kochałeś rośliny z wzajemnością.
Z domowego zacisza do lokalnej społeczności
Grupa nabrała rozpędu mniej więcej po roku działalności. Prawie z dnia na dzień, nie wiadomo skąd, pojawiło się mnóstwo nowych członków. I tak powstało lokalne roślinne społeczeństwo. Przygoda z grupą jest dla Tomka i Agnieszki wspaniałym, życiowym doświadczeniem. Nie pozwala im się nudzić, nieustannie zaskakuje, uczy, a także wpływa na ich prywatne życie. Grupa zyskała przejrzystą strukturę, która szybko się rozrosła. Dzięki niej, Tomek i Agnieszka mogli obserwować nowe trendy, które gatunki roślin zyskują lub tracą na popularności.
Gdy powstaje ten artykuł, na topie jest hashtag #calathea. Aż 63 posty w grupie zostały nim oznaczone. Trend widać nie tylko w grupie, ale także w ofercie popularnych marketów. Calathei po piętach depcze alokazja – przez roślinoholików zwana pieszczotliwie eutanazją, ze względu na swoje wyśrubowane wymagania i skłonność do umierania nagle i znienacka. Coraz więcej zapytań dotyczy tak zwanych roślin kolekcjonerskich. Choć ich ceny sięgają kilkuset złotych za fragment pędu z jednym liściem, traktowane są jak finansowa inwestycja. Często pojawiają się także pytania o szkodniki (#cotozarobak) oraz gatunek rośliny, którą otrzymało się np. w prezencie (#cotozaroślina). Od momentu pojawienia się posta mija raptem kilka minut, a nierzadko tylko kilka sekund, i już znasz odpowiedź na swoje pytanie.
Od mody do uzależnienia
Administrowanie tak liczną grupą to odpowiedzialne zajęcie, które angażuje w zasadzie przez całą dobę. Pracy jest sporo, a grupa ma jedynie 3 administratorów. - Bracia i siostry w zielonej pasji nie dają nam ani godziny spokoju! W przerwie między akceptowaniem postów, zajmujemy się... akceptowaniem postów. Niektórzy dodają posty w środku nocy. Jeśli nie jest to uzależnienie, to nie wiem, co nim jest (śmiech)! - dodaje Agnieszka. Codziennie obserwują rosnącą wiedzę i umiejętności współuzależnionych, podziwiają coraz rzadsze i bardziej wymagające gatunki w prywatnych kolekcjach.
Jak widzą grupę sami członkowie? Wyczytałam, że grupa to azyl, wspaniali ludzie równi we współuzależnieniu, cisza spokój i tylko zieloność, bez komercji, korporacji i dzikich tłumów. Ktoś wyznaje, że za sprawą tej grupy w kilka miesięcy został roślinnym freakiem, inny, że odkrył, iż jego dom jednak jest z gumy, ktoś inny zaczął doceniać lokalne wymiany roślin, bez konieczności i ryzyka związanego z wysyłką. Pojawiło się nawet porównanie grupy do... roślinnej Wikipedii!
A co sądzą o roślinoholikach inni? - Niektórzy nasi znajomi są zdania, że nie mogliby spać w domu pełnym roślin, bo… musi być w nim dużo pająków. To oczywiście nieprawda… do tego trochę szkoda, bo przecież mówi się, że szczęśliwy dom, gdzie pająki są! - śmieje się Agnieszka. Posądzenia o wilgoć i grzyba w domu też się zdarzają. Jej zdaniem dbanie o rośliny uczy wrażliwości i wpływa pozytywnie na pogodę ducha. - Choć roślinoholicy dość specyficznie postrzegają świat, myślę, że jesteśmy odbierani pozytywnie – dodaje.
Czy roślinoholizm to już moda? Zdaniem Tomka i Agnieszki tak, ale taką na całe życie. Jeszcze jakiś czas temu roślinoholicy mogli być uważani za freaków, odszczepieńców z dziwną, niezrozumiałą pasją. Dziś dziesiątki roślin nikogo nie dziwią, wręcz przeciwnie. - Ale jak każdy -holizm, także i roślinoholizm może mieć swoje ciemne strony, na przykład, gdy przekształca się w zbieractwo. Tu przygarniemy roślinę do odratowania, tam weźmiemy ją od kogoś, kto sam nie ma na nią miejsca. Spontaniczne i nadmierne łowienie okazji kończy się tym, że chwilę trzeba się również czegoś pozbyć. I tak w kółko – zauważają.
Jeśli nie potrafisz wrócić ze sklepu bez nowej rośliny, na nawozy, paliki, doniczki wydajesz więcej niż na siebie, nie możesz otworzyć okna bez przemeblowania na parapecie, a widok „bejbika” w doniczce czy nowego listka cieszy Cię bardziej niż urodziny bratanicy, to jest wysoce prawdopodobne, że jesteś roślinoholikiem. I powinieneś poszukać wsparcia. Tomek, Agnieszka i ponad 40 tysięcy braci i sióstr w pasji przyjmą Cię z otwartymi ramionami.
Galeria







