
Punkt G. Dobre rzeczy w fyrtlu Garbary
| Tomasz Dworek
Powiedzmy sobie szczerze – Garbary to nie jest elegancka ulica i nigdy taką nie była. Na starych pocztówkach widzimy przyzwoite mieszczańskie kamienice, a perspektywę traktu z kościołem Bernardynów porównać można do wielu klasycznych europejskich założeń urbanistycznych.
Od średniowiecza za murami miasta funkcjonowały liczne zakłady rzemieślnicze. Przez lata zmieniał się rodzaj prowadzonych tam biznesów, co doskonale opisano w „Kronice Miasta Poznania” – „Wielkie Garbary”. Wyprawiano i garbowano tam skóry, skąd zresztą pochodzi nazwa Garbary. Były tam rzeźnie, składy mebli, wytwórnie alkoholi czy palarnie kawy. W ramach projektu Zaułek Rzemiosła na Garbarach działa dziś kilka warsztatów, gdzie można naprawić buty albo zegar, kupić pierzynę z prawdziwego pierza albo zrobić sobie oryginalny portret. Ważnym elementem fyrtla była rzeka, co przypominają nazwy ulic: Mostowa, Grobla, plac Międzymoście. Choć ulica to wciąż samochodowy tranzyt z największą liczbą Żabek, można tu znaleźć swego rodzaju klimat, a nawet…kilka galerii sztuki.
Idąc od północy, trafiamy najpierw do Galerii u Jezuitów. Po drugiej stronie do kamienicy przy Szyperskiej wprowadził się Arsenał. Gdy docieramy do Wodnej, za rogiem jest Galeria Rodriguez, dalej mamy Hadaki – małe studio ceramiczne i Galerię Zacnie, a potem Garbary 48, galerię znaną już od trzydziestu lat. Pod numerem 50 od niedawna działa Galeria Sztuk Różnych, a po drugiej stronie, pod numerem 47, na wystawy zaprasza Galeria w Bramie oraz nowe przedsięwzięcie Kwadrat Art. A jeszcze za skrzyżowaniem z ulicą Wszystkich Świętych efemeryczne projekty pojawiały się także w ciekawej przestrzeni Centralnego Oka.
Pod charakterystyczną kamienicą z wielkimi oknami umówiłem się z fotografem i lokalnym aktywistą Marcinem Muthem, założycielem Galerii w Bramie. To ważne miejsce dla lokalnej społeczności. Oprócz galerii, mieści się tu Środowiskowy Dom Samopomocy „Zielone Centrum” oraz Stowarzyszenie Zrozumieć i Pomóc. Dołączy do nas Katarzyna Hełpa-Liszkowska, animatorka Centrum Inicjatyw Lokalnych Startownia Staromiejska.
Tomasz Dworek: Jesteś stąd? Sądząc po nazwisku jesteś Bambrem.
Marcin Muth: Z Garbarami wiążą się historie mojej rodziny. Dziadkowie zarówno ze strony matki, jak i ojca, mieszkali w tym fyrtlu do roku 1945. Dziadek Stanisław Jarocki, znany poznański obuwnik, prowadzący przed wojną ze swoim bratem Stefanem warsztat przy Wielkiej, mieszkał z żoną Anną i dziećmi w kamienicy u zbiegu Garbar i Dominikańskiej. Dziadek Jan Muth, poznański Bamber i piekarz, mieszkał z babcią Janiną przy Wszystkich Świętych. Obie kamienice spłonęły w 1945 roku, kiedy Rosjanie bombardowali Poznań. Rodziny Jarockich i Muthów wyniosły się na długie lata ze Starego Miasta, ale to staromiejskie zakorzenienie zawsze odgrywało rolę niebagatelną w moim postrzeganiu własnego usytuowania w mieście.
Ty wróciłeś na Garbary.
M.M.: Kiedy znalazłem się na Garbarach pod koniec roku 2018, rozpoczynały się właśnie konsultacje społeczne, które Miasto Poznań podjęło odnośnie do rewitalizacji fyrtla. Była wtedy mowa przede wszystkim o materialnym kształcie ulicy. Trochę udało się zrobić, wydzielono buspas, którym przemieszczają się sprawniej autobusy, karetki, wozy strażackie, taksówki, auta elektryczne i jednoślady. Pojawiły się donice z drzewami i krzewami, ławki, z których korzystają seniorzy podczas swoich wypraw po sprawunki. W najbliższych tygodniach sporo prac rozpocznie się na placu Bernardyńskim. Te pierwsze zmiany, dopiero sygnalne, spowodują uporządkowanie chaosu i nieporządku, jaki panuje tu od lat w części targowej. I tu pojawią się nasadzenia, ale i zostanie stworzona przestrzeń do integracji społecznej mieszkańców. A to ostatnie sformułowanie jest kluczowe dla dopełnienia obrazu rewitalizacji.
Rewitalizacja obszaru miasta, w tym przypadku garbarskiego fyrtla, nie może sprowadzać się tylko do zmian w obszarze materialnym, potrzebne są zmiany społeczne – na poziomie ludzi, ich aktywności, ujawnianych potrzeb i ich realizacji.
Czyli nie ma zmian bez ludzi…
M.M.: I na szczęście spotykamy się, rozmawiamy i działamy! Udało się stworzyć nieformalną Koalicję Fyrtel Garbary – ludzi zaangażowanych w zmiany. To staromiejscy radni i radne, lokalni przedsiębiorcy, miejskie podmioty, jak ów przykładowy Zaułek Rzemiosła czy – co szczególnie ważne – organizacje trzeciego sektora, stowarzyszenia i fundacje, Centrum Inicjatyw Lokalnych, Zielone Centrum przeciwdziałające wykluczeniu społecznemu. Cieszymy się także ze wsparcia miejskiego Biura Koordynacji Projektów i Rewitalizacji Miasta.
Spoglądam na logo Galerii w Bramie, którą stworzyłeś. W tym piktogramie dostrzegam kilka elementów: otwartość, rozmowę, oko… Widzę też sporo wielkoformatowych zdjęć ludzi, mieszkańców Garbar.
M.M.: To miejsce niezwykłe w skali całego miasta. Galeria fotografii jest otwarta na sprawy ważne, czynna codziennie od świtu do zmierzchu dla każdego, kto tylko zechce kolejne wystawy obejrzeć. Zaglądają tu starsze małżeństwa podczas niedzielnych spacerów, panie z siatkami sprawunków, całe rodziny, a ostatnio coraz częściej nasi ukraińscy goście.
Wernisaże wystaw w Galerii w Bramie stały się też przyczynkiem do spotkań sąsiedzkich, organizowania akcji pomocy dla sąsiadów i osób potrzebujących wsparcia. Kolejna wystawa będzie poruszała bieżący temat uchodźstwa, dramatu w Ukrainie. I znów zadziałamy wspólnie na rzecz jakiejś sprawy. To także wpisuje się w ideę społecznej rewitalizacji fyrtla Garbary. Na zdjęciach ostatniej wystawy, zatytułowanej „Sąsiedzi z Fyrtla Garbary”, są rzeczywiście sąsiedzi: restauratorzy, sprzedawcy, m.in. pan Stanisław z popularnego sklepu metalowego, pani Dorota szyjąca nam kołdry i poduszki czy podopieczni i pracownicy Zielonego Centrum.
O, jest Kasia Hełpa-Liszkowska. Kasiu, nie masz do nas daleko z Mostowej…
Katarzyna Hełpa-Liszkowska: Ja jestem stąd! Tu spędziłam dzieciństwo, chodziłam do podstawówki, dorastałam, znam naprawdę różne zaskakujące zakamarki! I tu razem z mężem wyremontowaliśmy mieszkanie w starej kamienicy, tu wychowujemy dzieci. Tu pracujemy, prowadząc społeczne projekty, nie tylko Centrum Inicjatywy Lokalnych, ale także Fundację Kreaktywator.
I znasz wielu lokalsów…
K.H.-L.: Budowanie lokalnej społeczności, która nie jest anonimowa, ale się wspiera i wspólnie dba o okolicę – to recepta na lepsze życie w fyrtlu. Dlatego nie wystarczy zmiana infrastruktury. Owszem, jest bardzo ważna, jednak konieczna jest prawdziwa rewitalizacja – społeczna. Często przecież bywa tak, że nie znamy swoich sąsiadów. Sytuacje konfliktowe bywają pozytywne, bo zaczynamy się dostrzegać. My, aktywiści, stawiamy na działania. Sporo atrakcji jest w Galerii w Bramie, a wystawy są tylko pretekstem do innych projektów. Są rodzinne pikniki na Mostowej, plenerowe kino w parku Stare Koryto, świąteczne akcje choinkowe z przedsiębiorcami. W tym roku wymyśliliśmy Majówkę na Bernardynach i Święto Fyrtla Garbary, żeby spotkać się, ale także pokazać potencjał ludzi i przedsiębiorców.
Zwróćcie uwagę, że Garbary wychodzą naprzeciw nowoczesnym trendom! Mamy świetne warzywniaki ze zdrową żywnością, sklep z produktami na wagę bez opakowań, ale też galerie sztuki. Niestety, widzę też wiele pustych lokali i wyprowadzających się stąd przedsiębiorców. To szerszy problem. Co możemy zrobić? Wspierać się wzajemnie w naszym fyrtlu. Dzięki takiej sąsiedzkiej życzliwości udało się wielu sklepom i restauracjom przetrwać czas epidemii. To po prostu działa! Dobrym przykładem są Dmuchawce na Chwaliszewie, które funkcjonują także dzięki lokalnej klienteli, gdzie zna się właścicieli, kelnerki, kelnerów czy kucharza.
Gdy idziecie Garbarami, to na co zwracacie uwagę?
M.M.: Już jako młody chłopak zacząłem wzrok podnosić wyżej niż chodnik i to, co dookoła. Od zawsze staram się przestrzeń obejmować całościowo. Patrzę na fasady kamienic, zdobienia, zaglądam w okna, cieszę się widokiem przestrzeni. Nie zapominam o często krzywym bruku, walających się śmieciach, rezultatach zaniechań albo zwyczajnej estetycznej nieświadomości właścicieli budynków, sklepów z witrynami. Mam w sobie taką potrzebę porządkowania przestrzeni, co w naszych realiach wydaje się nie do zrealizowania. Ale to, co jest w moim pojęciu nieporządne, nieuporządkowane, stanowi dla mnie wyzwanie. Taki drobny wkład we wspólne życie i trochę efekt mojej właściwości postrzegania. Tak już mam - jestem fotografem.
Tu jest historia zaklęta w murach starych kamienic, zasypanych ciekach wodnych, o których opowiadają nam czasem przewodnicy, i które ze zdziwieniem odkrywają prowadzący wykopy w piwnicach. To miesza się z dążeniem do modernizacji przestrzeni i mądrego jej wykorzystania. Do zmiany są blisko dwa kilometry ulicy Garbary i znacznie większy obszar tego, co nazywamy fyrtlem Garbary. Sporo fragmentów ulegnie zmianom. Na przebudowę czekają tereny takie, jak Stara Rzeźnia czy plac Bernardyński albo dawna osada świętego Gotarda.
K.H.-L.: Mam swoje stałe, szybkie ścieżki rodzinno-zakupowe. Z piątką dzieci trzeba mieć wypracowane sprawdzone mechanizmy. Z jednej strony mieszka się dobrze i wygodnie, bo jesteśmy w samym centrum, wszędzie jest blisko i wszystko, czego potrzeba, jest w okolicy. Z drugiej jednak strony doskwiera hałas, duży ruch samochodowy, korki, uciążliwe nie tylko dla kierowców, ale także dla mieszkańców poruszających się koślawymi chodnikami.
To samo dotyczy kwestii estetycznych i wizualnych. Z jednej strony jest coraz więcej pięknie odrestaurowanych klimatycznych kamieniczek, dba się coraz bardziej o estetykę witryn sklepowych i ulic, ale z drugiej strony nadal straszą zdewastowane budynki, groźnie wyglądające bramy, zaułki i śmieci. To jest obszar, nad którym trzeba pracować, bo schludny wygląd okolicy, zieleń i porządek przyciągają ludzi, a zaniedbane, brudne budynki i chodniki odstraszają zarówno potencjalnych mieszkańców, jak i klientów lokalnych podmiotów czy turystów.
No właśnie turystów!
M.M.: Byliśmy zaskoczeni nie tylko tłumami na przechadzkach i wycieczkach po fyrtlu, lecz także treścią długich opowieści przewodników o dawnych mieszkańcach. Historia architektury to jedno, ale fajnie usłyszeć, że w tej kamienicy mieszkał np. poeta i dziennikarz Ryszard Danecki, nomen omen bard Barbar i Garbar, przy Wodnej rysownik i karykaturzysta Stanisław Mrowiński, Kazimierz Kantak, polityk czasów zaborów, wybitny fotograf Stefan Wojnecki. Bardzo ciekawa jest także historia właściciela jednej z najpopularniejszych przed wojną palarni kawy.
Nasze spotkanie dobiega końca - nieprzypadkowo w restauracji Dmuchawce na Chwaliszewie, którą wspólnie prowadzą panie Ela i Marta Celmer oraz pan Mariusz Pintera.
M.M.: Lokal, który łączy Chwaliszewo z Garbarami i Starym Rynkiem, często jest miejscem spotkań mieszkańców i wielu zaskakujących sytuacji. Przy okazji remontu piwnic, odkryto w kanalizacji dobrze zachowany schron z lat pięćdziesiątych XX wieku, co stało się pretekstem do kilku oryginalnych wydarzeń. Właściciele obserwujący zmiany w fyrtlu zwracają uwagę na zbyt dużą liczbę lombardów i sklepów z alkoholem, samych Żabek jest ponad 10. Przy historycznej ulicy mieszka niewiele osób - wystarczy spojrzeć wieczorem w okna. Trudno znaleźć rozświetlone pokoje. Teoretycznie jest tu wszystko, czego na co dzień potrzeba. Dotychczasowe działania są potrzebne, ale żeby życie wróciło tu na dobre, muszą pojawić się młodzi ludzie, studenci. To oni dali drugą szansę Jeżycom czy Łazarzowi. I wszyscy mamy nadzieję, że zmierzając na nadwarciańskie łąki, zatrzymają się na Garbarach na dłużej.
Katarzyna Hełpa-Liszkowska – biogram
Marcin Muth – biogram
zdjęcia: Marcin Muth i Tomasz Dworek
Galeria








