
Tyle wolności nie ma w żadnym innym radiu!
Wywiad z Edgarem Heinem, redaktorem programowym Studenckiego Radia Afera
| Tomasz Dworek
Spotify, Deezer, Youtube, podcast, czego teraz słucha młodzież, czego słuchają studenci i w jaki sposób? Czy dajemy jeszcze szanse radiu FM? O tym rozmawiamy z Edgarem Heinem, znanym m.in. z prowadzenia wielkich muzycznych wydarzeń, ale także redaktorem programowym Studenckiego Radiu Afera, w którym prowadzący dostają tyle wolności, ile nie mają dziennikarze w żadnym innym medium. Tam muzykę wybiera człowiek, a nie generuje algorytm! Pytamy także o to, czy można uwodzić radiowym głosem i dlaczego ponad setka studentów chce pracować za darmo!
Jesteś prawdziwym człowiekiem-orkiestrą. Jak Cię podpisać pod zdjęciem?
Prezenter radiowy, konferansjer, nauczyciel i jeszcze redaktor programowy - tak w skrócie.
Bycie szefem programu to trudne zadanie, zwłaszcza w radiu studenckim. Lubisz zarządzać ludźmi?
Lubię to coraz bardziej, zwłaszcza delegować zadania, to jest najfajniejsze - wymyślić jakąś ideę i dobrać do tego ludzi. Ale w Aferze jest specyficznie - tu dopasowujesz ideę do ludzi działających w ramach wolontariatu, bo to społeczno-kulturowa układanka talentów i wolnego czasu.
Afera ma jakiś profil?
Chciałbym, żeby Afera traktowana była jako radio młode. Po prostu. Dzisiejsze hasło promocyjne to Alternatywnie i rockowo – ale gusta muzyczne bardzo szybko się zmieniają, więc alternatywą może być niemal wszystko.
Jaka jest idea radia Afera?
Być radiem otwartym, dla ludzi szeroko myślących, którzy nie zamykają się w jednej szufladce i tych, którzy są lub czują się młodzi. Ta młodość powinna być słyszalna na antenie, tak, żeby klimat trafiał do młodych. Młodość to nie metryka, to otwartość na muzykę, wiedzę. Chodzi przede wszystkim o muzykę, żeby grać nie to, co wychodzi w badaniach, ale pokazywać coś, czego nie wygeneruje algorytm na Spotify. Po to są nasze audycje autorskie i dlatego staramy się promować dużo młodych – polskich i lokalnych zespołów. Naszą chlubą jest Koncertowe Studio. Co dwa tygodnie można posłuchać świetnych kapel, jak na przykład Heima z Łodzi, nominowana do Sanek, plebiscytu na nowe polskie talenty. Mój radiowy wywiad z wokalistką był zapewne jednym z pierwszych w historii zespołu.
No właśnie - Afera to nie tylko muzyka, to też dużo rozmów…
Jaka jest sytuacja mediów publicznych, każdy wie, ja natomiast się cieszę, że w naszym radiu pojawiło się kilka osób, które robią dobrą niezależną publicystykę. Jest grupa reportażystów stworzona przez Kamila Paczka i Szymona Majchrzaka. Jest Studencki Patrol, magazyn reporterów Radia Afera, gdzie poruszane są tematy, które powinny być domeną mediów publicznych, ale to też misja rozgłośni studenckich. Staramy się zaciekawiać i inspirować. Zajmujemy się tym, czego innym nie opłaca się robić, a co jest potrzebne!
Potrafisz, potraficie uwodzić głosem? Tak, wiem to takie głupie pytanie do radiowca. Spodziewam się odpowiedzi, że nie lubisz się słuchać.
Mój głos akurat mi się podoba, jeżeli jakiś radiowiec mówi inaczej, to jest to fałszywa skromność! Ale uwodzenie głosem to staroświeckie myślenie o radiu, bo ważniejsza, jeśli nie najważniejsza jest charyzma i to, co chce się przekazać. Było tu kilku takich chłopaków z głosem. Jak ich zadudnili czułem się przy nich jak trzynastolatek przed mutacją, ale znikali bardzo szybko, bo niewiele mieli do powiedzenia. Ale w Aferze jest wiele doskonale ukształtowanych, niech będzie, że i uwodzących głosów! Warto siebie samego słuchać, poprawiać dykcję, emisję, bawić się głosem. To przydaje się nie tylko w radiu, ale często w życiu.
Słów w Aferze jest sporo, to nie tylko wywiady, ale krótkie i dłuższe formy: materiały reporterskie czy nawet kilkunastominutowe reportaże potrafiące cały czas trzymać w napięciu…
Muszę nawiązać do wszystkich rozgłośni studenckich, do całej sieci, w której jest świetny warszawski Kampus czy łódzki Żak. Obok programu ważny jest samorozwój. Dobre materiały nie powstają od razu, potrzeba ciężkiej pracy warsztatowej. Jako redaktora programowego cieszy mnie obserwowanie, jak młodzi dziennikarze rozwijają się, choć początkowo byli nieśmiali i niepewni siebie. Rolą radia akademickiego jest kształcić świetnych radiowców! We wszystkich najważniejszych w Polsce redakcjach najlepszymi fachowcami są ci po dziennikarskiej szkole życia w stacjach akademickich.
Nie czarujecie głosem, gracie ambitną muzykę i na dodatek informacji kulturalnych macie najwięcej w Poznaniu…
Bez zbędnej kokieterii - kultury jest naprawdę sporo. Mimo, że Afera nie jest w topie słuchalności, organizatorzy koncertów czy spektakli zwracają się do nas o patronat, bo mają pewność, że o takim wydarzeniu będzie się u nas mówił, i że są dziennikarze, którzy potrafią napisać recenzję i pogadać z twórcami. Do mówienia o kulturze potrzebna jest otwartość. Programy kulturalne są wypchane materiałami, bo w Poznaniu sporo się dzieje, a Afera mówi zarówno o mainstreamowych, jak i o niszowych wydarzeniach.
Afera znana była z audycji autorskich. Czy to w dalszym ciągu mocny punkt programu?
Jest ich sporo i to jest nasz wyróżnik, ponieważ w innych stacjach są często audycje niby autorskie a tak naprawdę mocno sformatowane. Redaktor naczelny Piotr Graczyk podkreśla, że nasi prowadzący dostają tyle wolności, ile nie dostaną w żadnym innym medium. Jako programowy staram się zapraszać do radia ludzi tworzących poznańską scenę muzyczną do prowadzenia audycji i dzielenia się swoimi pasjami. Mowa tu o Pawle Swiernalisie, Piotrku Kołodyńskim, Izie Rekowskiej z Izzy and The Black Trees, Wojtku Kucharskim z Brodaczy, chłopakach z Camping Hill, Wojtku Filipowiczu z Syndromu Paryskiego czy młodej wokalistce Kathii…
Wiele z tych audycji nie miałoby szans, by znaleźć się w stacji komercyjnej czy publicznej, bo trudno sobie wyobrazić, żeby np. któraś z takich redakcji była zainteresowana projektem, w którym ktoś godzinami opowiada o komiksie - a jest o czym! W stacji studenckiej można sobie pozwolić na więcej.
Rozgłośnie akademickie, których jest w Polsce kilkanaście, to w zasadzie alternatywna muzyczna i kulturalna sieć.
Trochę mnie boli, że nie wykorzystujemy tego potencjału. Owszem, są kontakty, wymieniamy się materiałami, ale warto byłoby to rozhulać. Niestety pandemia zburzyła dotychczasową strukturę. Wymiana kadr w stacjach akademickich jest szybka - tak de facto powinniśmy na nowo zbudować współpracę. Aż zacząłem się zastanawiać, czy może nie jestem za stary na takie projekty, w końcu mam 34 lata. Z drugiej strony, dla dwudziestolatków postać szefa, redaktora programowego, ma spore znaczenie w kształtowaniu warsztatu. To musi być mentor czy trener radiowy. Próbuję im wszystkim pomóc w złapaniu tego bakcyla, bo radiowa przygoda jest czymś wyjątkowym, w kategoriach towarzyskich, ale także zawodowych.
Jak w takim razie zarządzasz zespołem liczącym ponad 100 osób, którym się nie płaci?
Jestem zwolennikiem nie kija, a marchewki. Ważne jest zauważenie, pochwała, ale też dystans. Jeżeli ktoś zaczął i widzę, że ma flow, to niech robi, niech się rozwija, uczy na błędach, które jest w stanie sam wychwycić i skorygować. W ubiegłym roku zaczęliśmy włączać do współpracy różne koła naukowe ze wszystkich uczelni, nie tylko Polibudy, która jest właścicielem radia. Na początek trzeba im wszystko pokazać, trochę poprowadzić za rękę, potem muszą nagrać zajawkę, napisać interesujący tekst. Duże zasługi w tym projekcie położyli Kamil Paczek i Szymon Majchrzak. Materiały były świetne i merytoryczne, bo studenci mieli coś do powiedzenia o klimacie, nowych technologiach. akustyce, wielu interesujących tematach. Wspólnie pracowaliśmy na żywym materiale, zastanawiając się, co zrobić, żeby był jeszcze lepszy. Na to właśnie pozwala studencka rozgłośnia.
Co ci się podoba w radiu?
Może to zabrzmi dziwnie, ale gdy spotykamy się większą radiową bandą a młodzi mówią, że zrobili zaje…y materiał, to czuję wielką radość. Uwielbiam, że ciągle w moim kręgu są ludzie, których poznałem w Aferze na początku swojej radiowej przygody, a którzy dziś są świetnymi dziennikarzami w topowych redakcjach. Tak, jestem cholernie dumny z ludzi, z naszych Aferowiczów, a także… ze swojego rozwoju. Radio dało mi pewność siebie, taką życiową. Bez tego doświadczenia nie prowadziłbym koncertów na festiwalu w Jarocinie czy Przystanku Woodstock, nie miałbym takiego głosu, nie nagrywałbym reklam.
Do Afery trafiłeś tak jak większość, podczas corocznych naborów?
Akurat nie, ale to dobry sposób na dostanie się do radia. W kwietniu 2013 rok, u przeglądając Facebooka, znalazłem komunikat o tym, że Afera szuka prowadzących. Ówczesna programowa, Agnieszka Wasilczyk, nie przestraszyła się mnie i tak przeszedłem przez wiele radiowych redakcji.
Prowadzisz tzw. poranki. Co robisz, żeby już od 6:30 zarażać optymizmem i dobrym humorem?
Rano to rzeczywiście trudna pora… Trzeba wstać wcześniej, rozruszać gębę, żeby dobrze przygotować się do audycji. Dlatego zawsze szukałem mieszkania w okolicy - dziś do radia mam 3 minuty. A jeśli chodzi o entuzjazm - to albo go masz albo nie masz.
Czyli nie udajesz śmiechu?
Zdarza się, że wchodzę o 6:29, przeklinam pod nosem i chcę to wszystko rzucić, ale gdy zapala się lampka i jesteśmy „on air”, to pojawia się magia radia i lecisz, jest adrenalina. Co ciekawe, rano mam największe pokłady energii, co bywa problematyczne w pozostałych miejscach mojej pracy.
Czy Aferze zależy na słuchalności?
To bardzo trudne pytanie. Oczywiście, to miłe, kiedy widzisz, że w Poznaniu Afery słucha więcej ludzi niż kultowej kiedyś Trójki. Ale słuchalność nie powinna być fetyszem, dlatego nie chcemy gonić za wynikami. Najważniejszy jest słuchacz. W Aferze chodzi o robienie mądrego, unikatowego programu.