
Poznań niszczą głównie deweloperzy
Tomasz Dworek – wiceprzewodniczący Rady Osiedla Stare Miasto
| Michał Krupski
Tomasz Dworek, wiceprzewodniczący Rady Osiedla Stare Miasto, od dłuższego czasu jest osobą rozpoznawalną wśród osób, które interesują się życiem miasta, inwestycjami i rozwojem. Na co dzień zajmuje się spotkaniami i rozmowami z mieszkańcami oraz jest skupiony na projektach poprawiających życie w centrum. Jego pomysły są mocno proekologiczne, a on sam szuka logicznych rozwiązań zarówno dla mieszkańców, jak i gości staromiejskiego fyrtla. Spotkaliśmy się, porozmawialiśmy i poruszyliśmy ogrom tematów, na które można by rozmawiać całymi dniami. Doszliśmy do wspólnego wniosku –, że Poznań to miasto wspaniałe, lecz niedoceniane przez własnych mieszkańców.
Stare Miasto przeprowadza w tym momencie kilka istotnych inwestycji. Którą z nich uważa Pan za kluczową dla dzielnicy?
Może wielu z Was tutaj zaskoczę - nie uważam, że najistotniejsze są wcale nie te spektakularne, jak Stara Rzeźnia czy centrum senioralne na Szkolnej, ale przede wszystkim działania nastawione na poprawę substancji mieszkaniowej w centrum. Co z tego, że przy Szyperskiej czy na Towarowej zbudowano wysokie bloki, kiedy mało tam mieszkańców, a w dużej mierze to inwestycje z najmem krótkoterminowym. Szkoła podstawowa na Garbarach miała problemy z utworzeniem I klasy. Osiedla zaprojektowano tak beznadziejnie, że nie ma miejsca na porządny plac zabaw, nie ma części wspólnych integrujących ludzi, wreszcie nie ma zieleni. Bez lokalsów Stare Miasto będzie wymarłym skansenem, żyjącym imprezami w weekend. Najważniejszy cel dla centrum to zieleń: drzewa, skwery i budowa więzi społecznych pomiędzy mieszkańcami, i to zadanie nie tylko dla radnych. Ważny jest także wpływ miasta na deweloperów, bo to, co teraz mamy, to zgody wydawane na inwestycje-pasożyty, psujące miejską tkankę. Przykład? Prawie 300 klitek, nazywanych mikroapartamentami, która mają powstać przy Placu Wolności.
Wydaje mi się, że ważnym elementem rozwojowym dla miasta i dzielnicy jest rewitalizacja brzegów Warty. Widać jakieś postępy w tej kwestii?
Jeden z inwestorów, rzekomo mocno zaangażowany w tworzenie Strategii Rzeki Warty, pokazał niedawno, jakie ma to w rzeczywistości znaczenie dla deweloperki. Przedstawione plany budowlane na Starołęce zostały mocno okrojone - nie będzie kładek, mostków czy przystani z prawdziwego zdarzenia. Nie zapominajmy także, że kolejne osiedle dla segmentu premium, jak podkreślają władze miasta, ma powstać na wyspowym fragmencie Ostrowa Tumskiego, po dawnej Elektrociepłowni. Skoro deweloperka nie ma pomysłu na Wartę, należy zostawić tę przestrzeń jak najbardziej dziką! Cudownie, prawie jak na wsi można wypoczywać czy jeździć rowerem po północno – wschodnim fragmencie Wartostrady, enklawą przyrody jest też Cybina, ale w tej okolicy, czyli na Śródce, również bez ładu i składu powstawać będzie kolejne blokowisko. Nie wierzę także w powrót rzeki do starego koryta, więc zgodnie z wynikiem różnych warsztatów i konsultacji, należy zrewitalizować dalszą część tej przestrzeni, kontynuując założenia parku i miejsc rekreacji. Tak, to tam, gdzie dziś znajduje się parking miejski za 3 zł/h. W sąsiedztwie jest ostatnia miejska niezabudowana działka przy Wenecjańskiej, która powinna być przeznaczona na piętrowy parking.
W końcu podjęto decyzję o remoncie płyty Starego Rynku…
Decyzja była potrzeba z wielu powodów - chociażby konieczności przystosowania nawierzchni dla osób z niepełnosprawnościami, a także wymiany kilkudziesięcioletniej, zdegradowanej już podziemnej infrastruktury. Wraz z remontem szykuje się aranżacja nowego oświetlenia, odnowienie pasażu kultury czy niedostępna tu wcześniej zieleń. Jedni narzekają na skumulowanie prac w jednym czasie, inni domagają się etapowania. Mam nadzieję, że w Poznaniu będzie tak, jak we Wrocławiu po powodzi, kiedy to wyremontowano całe centrum, co dało miastu życiowej, magnetycznej mocy!
fot. Urząd Miasta Poznań
Na czas przebudowy płyty Rynku, to plac Wolności miał być alternatywnym miejscem spotkań. Co się dzieje w tej kwestii?
Uczestniczyłem w jury wskazującym architekta, który zaprojektuje strefę gastro na Placu Wolności. Zwyciężyła koncepcja architektury społecznej Hugona Kowalskiego, który zawsze wkłada wiele wysiłku w analizę strukturalną planowanych inwestycji. Miasto planuje jeszcze podobny gastronomiczno – rozrywkowy koncept na terenie MTP, swoje drugie życie dostanie także plac Kolegiacki, gdzie latem pojawią się ogródki. Oczywiście, że Stary Rynek jest najważniejszym punktem w Poznaniu, jednak większe rozproszenie strefy gastro może zadziałać pozytywnie dla restauratorów czy mieszkańców, a także pozwoli lepiej opanować wolną amerykankę panującą np. na ulicy Wrocławskiej.
Jest Pan zadowolony z finalnego efektu przebudowy ulicy Św. Marcin?
Mam tu kilka spostrzeżeń, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych, związanych m.in. z jakością nawierzchni. Na szczęście, jest ona jeszcze na gwarancji, dlatego z oceną całości chciałbym się wstrzymać do końca 2023 roku, kiedy to Magistrat zakończy cały proces inwestycyjny, dofinansowany ze środków unijnych. Przypomnę tylko, że w tym czasie zrewaloryzowany, czyli odnowiony, zostanie nie tylko Stary Rynek czy Plac Kolegiacki, ale dalsze fragmenty Św. Marcina, Alei Marcinkowskiego, 27 Grudnia czy obskurna dziś Gwarna. Ulicą Ratajczaka pojedzie tramwaj. Celowo nie użyłem nadużywanego słowa rewitalizacja, bo oznacza ona ożywienie miejskiej tkanki.
fot. Urząd Miasta Poznań
Nie boi się Pan, że kolejny etap również będzie kontrowersyjny?
Liczę na to, że całościowo zaplanowana i zaaranżowana przestrzeń będzie w stanie przyciągnąć nowych mieszkańców i handel. Duże nadzieje pokładam w powrocie studentów, których brak był w trakcie epidemii mocno odczuwalny. W tym temacie mam pewien pomysł, a konkretnie - ideę utworzenia w jednym z wieżowców przy Św. Marcinie akademika. Do zagospodarowania jest znajdujący się obok - zwał jak zwał – mieszczańskiej ulicy jest pasaż będący zapleczem Alf. Aż prosi się o stworzenie tu postindustrialnej, kulturalnej, alternatywnej przestrzeni, coś na kształt łódzkiej Off Piotrkowskiej czy gdańskich konceptów tego typu.
A skoro pozostajemy przy kontrowersjach, nie może zabraknąć tematu placu Kolegiackiego.
Na ten temat trwa nic nie wnosząca internetowa dyskusja. Z powodów m.in. estetycznych, kilka lat temu rozpoczęto proces zmian, który objął także dziedziniec Urzędu Miasta z ławkami i zielenią (niestety w donicach, co czasami można zrozumieć biorąc pod uwagę aspekt historyczny i urbanistyczny). Nie wszystko mi się podoba, stworzyłbym więcej powierzchni biologicznie czynnej i nasadził więcej drzew, bo wiem, że to możliwe. Choć z różnymi wadami, nie jest już dzisiaj plac tak, jak przedtem, parkingiem i mówiąc wprost “sralnią” dla psów. Rolę tę niestety przejął dziś sąsiedni fragment przy muralu Szymborskiej. Plac Kolegiacki jest placem – z ciekawą, nieodkrytą jeszcze historią. Jeszcze kilka lat temu był miejscem pochówku tysięcy poznańskich mieszczan… stąd zresztą przy Wodnej tak wiele zakładów pogrzebowych. Przetestujmy najpierw plac, zastanówmy się nad jego wykorzystaniem: turystycznym czy związanym z gastronomią i zasadami funkcjonowania ogródków. Pamiętajmy, że na dwa lata de facto stracimy dostęp do Starego Rynku, być może więc Kolegiacki przejmie wiele reprezentacyjnych funkcji. Warto spojrzeć na wschodnią część placu, która nie doczekała się rewitalizacji, choć była ona początkowo planowana. Zamiast poruszać w kółko te same argumenty, zastanówmy się, co dalej z tym fragmentem i jakich wymaga zmian. Mamy mural z wierszem Szymborskiej, modernistyczny budynek przychodni i pomnik koziołków – dziś codziennie zastawiany przez nieprawidłowo parkujące auta!
Niestety, część tej działki należy do prywatnego właściciela, a więc prędzej czy później, zostanie zabudowana. Pytanie brzmi, czy w ramach procedowanego mpzp Miasto Poznań może wykupić ten teren. Cały ten fragment to pole do społecznych działań i stworzenia przestrzeni, która nie będzie wzbudzała takich kontrowersji… np. w pełni zielonego skweru!
Mam wrażenie, że od lat wszystkie remonty są robione tylko po to, aby po prostu odhaczyć jakąś inwestycję.
Pytanie, które? W centrum w ostatnich latach było ich niewiele: fragment Św. Marcina i nie oddany jeszcze do użytku Plac Kolegiacki. Na rewitalizację czekają Garbary, doskonałe założenie urbanistyczne zwieńczone kościołem Bernardynów i rynkiem. Mam nadzieję, że nowa Stara Rzeźnia wraz z tramwajem z Naramowic, a także przesuniętym tranzytem z Solnej – Małych Garbar – Estkowskiego na dokończoną pierwszą ramę pozwolą odżyć temu fyrtlowi i zapewnić dobrą komunikację nowym osiedlom na Ostrowie Tumskim, Śródce i Zawadom. Przestrzenne zbliżenie z atrakcjami Wzgórza Wojciecha i Muzeum Niepodległości, a także ciągle nieodkrytą i niedocenianą Cytadelą może dać turystycznej mocy temu fragmentowi miasta. To wszystko jest możliwe przy mądrym planowaniu, a mądrze kształtować miasta nie da się bez miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, do których z różnych powodów miasto się nie kwapi. To wszystko powoduje powstawanie zdegenerowanej przez deweloperów społecznej tkanki. Wracając do pytania o potencjał Warty… niczym nieskrępowane, chciwe inwestycje niestety unicestwiły portowe dziedzictwo Poznania. Czy ktoś już pamięta, że nad Wartą przeładowywano miliony ton towarów i kruszyw, że po rzece pływały regularnie statki wycieczkowe? A co do remontów, dbam o to, na co mam realny wpływ - o nowe, równe chodniki, nasadzenia drzew, nowe skwery czy banalne ławki cenione przez seniorów, bo to poprawiają komfort życia mieszkańców.
Gdzie jeszcze widzi Pan przestrzeń do inwestycji na Starym Mieście?
Jak wspomniałem, to brak mpzp (miejscowych planów rewitalizacji) i deweloperska patologia przyczyniają się do złego planowania. Zaznaczam jednak, że to dobrze znany problem, nie tylko przełomu XX i XXI wieku,bo wcześniej też starano się budować tanio i maksymalnie wykorzystywać przestrzeń wspóln stąd studnie w kamienicach czy sutereny… Dziś jednak deweloperom pozwala się na jawne pasożytowanie na przestrzeni publicznej. Na Garbarach, 10 minut od Starego Rynku zbudowano grodzone drucianym płotem osiedle. Legalne parkowanie jest tam problemem, a funkcję „eko” pełni mikroskopijna zieleń w donicach. Mieszkańcy tej enklawy korzystają z miejskiej infrastruktury kosztem sąsiadów. Przywołam jeszcze jeden przykład - centrum senioralnego, którym chwalił się prezydent Jaśkowiak, w sumie nie wiem dlaczego, bo to prywatny biznes. Na początku ceglana elewacja kompleksu miała być skrupulatnie odtworzona, potem okazało się, że będzie zwykły tynk. Media poinformowały, że z całościowego założenia kupionego od miasta, inwestor zbył dwie kamienice stanowiące 10% powierzchni terenu za 25% ceny kupna. Potem miasto pozwoliło, choć pierwotnie na to się nie zgadzało, na wycięcie wielu drzew i unicestwienie fragmentów willi Cegielskiego, co pozwoli na budowę parkingu podziemnego w kompleksie, znacząco zwiększając wartość tego terenu! Czy teren będzie otwarty dla poznaniaków? Czy odtworzona zostanie historyczna ulica Kozia? Tutaj, niestety, nie ma jednoznacznych deklaracji.
A co dalej z Chwaliszewem i jego okolicami? To także mocno niewykorzystany potencjał.
Przede wszystkim warto docenić park Stare Koryto Warty i oryginalny plac zabaw, który powstał w wyniku konsultacji z poważnymi ekspertami - z dzieciakami! - i mówię to bez ironii. Pytanie, co oznacza niewykorzystany potencjał? Należy zadbać o klimat fyrtla i wskrzesić trakt królewski ze Starego Rynku przez Chwaliszewo na Ostrów Tumski. To jest możliwe po wybudowaniu I ramy. W tym roku staromiejscy radni przeznaczyli środki na nowy projekt organizacji ruchu, tak, by na Chwaliszewie pojawiły się drzewa.
fot. Urząd Miasta Poznań
Jest Pan blisko mieszkańców i zna Pan ich oczekiwania. W jakim stopniu inwestycje w Pana fyrtlu pokrywają się z nimi?
To, co daje mi siłę do działania, to wielu lokalnych aktywistów mających pomysły na projekty integracyjne. To dzieje się m.in. na Garbarach, na podwórkach przy Al. Marcinkowskiego, na Mostowej… Centrum jest miejscem wielu konfliktów, ale doceniam je z jednego powodu - wspólny problem sprawia, że sąsiedzi zaczynają się nawzajem dostrzegać. Oczekiwania mieszkańców centrum są łatwe do przewidzenia. Tak, jak wszyscy, chcą wygodnych mieszkań, cichego sąsiedztwa, zieleni i dobrej publicznej infrastruktury. Uprzedzam pytanie o rolę centrum jako kulturalnego salonu, miejsca dla fajnych kawiarni, restauracji i pubów.
Staromiejscy radni próbują pogodzić interesy trzech grup: mieszkańców, właścicieli nieruchomości i przedsiębiorców. Wierzę, że to jest możliwe, a potwierdza to projekt Dobry Sąsiad, w którym nagradzani są m.in., restauratorzy, którzy prowadzą odpowiedzialny biznes i potrafią dogadać się z sąsiadami.
Czy Poznań ma szansę w ciągu dekady stać się miastem turystycznym?
Doceniam to co robi PLOT – Poznańska Lokalna Organizacja Turystyczna - której celem jest zatrzymanie grupyturystów na dłużej niż jeden dzień. Poznań nie cierpi na brak atrakcji, trzeba natomiast zmienić dotychczasową politykę touroperatorów. Jest u nas co robić przez kilka dobrych dni - na turystów czeka Cytadela, Malta i Śródka, Jeżyce, Łazarz, a w bliskiej okolicy miasta także Park Narodowy, Puszczykowo, Kórnik, Rogalin i szlak kościołów drewnianych. Także targowy potencjał hotelowy nie jest do końca wykorzystany.
Czy w Pana opinii i mieszkańców trend wynoszenia się miejsc rozrywkowych z centrum jest dobry?
Z punktu widzenia mieszkańców odpowiedź jest prosta… Tu ciekawostka - hałasowym utrapieniem nie są głównie jak się okazuje, miejscówki funkcjonujące nad Wartą, a pijane, wydzierające się grupki zmierzające nad rzekę z grającym boomboxem na ramieniu. Można prowadzić odpowiedzialny biznes, dobrze wygłuszyć lokal, wiele knajp jest na to dowodem. Pytanie, co rozumiemy jako centrum… póki co, większość miejscówek skupiona jest wokół Starego Rynku. Cieszę się z dobrych przykładów na Gwarnej czy Św. Wojciechu, gdzie kluby potrafią się dogadać z sąsiadami.
Straciliśmy wiele plenerowych festiwali, jak np. Spring Break. Ethno Port przeniesiony jest do budynków CK Zamek. Nie ma już Aquanet Festiwalu, Transatlantyk przeniósł się do Łodzi. W Poznaniu brakuje determinacji do organizacji tego typu inicjatyw?
To pewien paradoks, bo potencjał kulturalny Poznania jest ogromny i niewykorzystany w wielu muzycznych i artystycznych aspektach. Nie sądzę, że przeniesienie festiwali do budynków jest problemem, a Spring Break pokazał, że można robić festiwal rozproszony po całym mieście, tak, jak kiedyś teatralna Malta. Planowanie masowych koncertów chyba dziś też nie jest dobrą strategią, ale mamy w Poznaniu plac na MTP, Starą Rzeźnię, Maltę, Łęgi Dębińskie, które w przeszłości dały miejsce wielu dużym wydarzeniom! Przeczytałem niedawno, że podobny do Spring Break - show case’owy projekt realizowany będzie w Łodzi… Powinniśmy w bogatym Poznaniu bardziej wierzyć w siebie, w nasze umiejętności, kompetencje - za dużo narzekamy, za mało działamy!
Foto główne: Marcin Muth