
Projektowanie to zauważanie potrzeb - rozmowa z item projekt
"Bawi nas łączenie, kombinowanie, poszukiwanie czegoś nowego"
| Nicole Piotrowska
Projektowanie to nie tylko estetyka. To przede wszystkim logiczne myślenie. Jak to jest – połączyć ze sobą te dwa pozornie odległe bieguny? O tym opowiedziały Ewa Dulcet oraz Martyna Świerczyńska – absolwentki poznańskiej School of Form i zdobywczynie nagrody głównej Progress Prize na Global Grad Show.
Ewa urodziłaś się w Poznaniu i tutaj studiowałaś kulturoznawstwo. Martyna, Ty z kolei ukończyłaś architekturę na Śląsku. Spotkałyście się w School of Form, na kierunku domestic design i właśnie wtedy rozpoczęła się Wasza współpraca. Planujecie na stałe osiedlić się w stolicy Wielkopolski?
Martyna: Na razie jesteśmy w Poznaniu, ponieważ finalizujemy nasze projekty. Biżuteria stworzona w ramach projektu Miko+ (praca dyplomowa E. Dulcet oraz M. Świerczyńskiej – przyp. red.), po powrocie z konkursu w Dubaju trafiła do dalszych badań. Docelowo nie wiemy, gdzie będziemy dalej tworzyć. Naszym marzeniem jest własny warsztat, przestrzeń, w której bez ograniczeń będziemy mogły prototypować. Na chwilę obecną znajduje się on w naszym mieszkaniu. Nie da się ukryć, że jest to dość problematyczne.
Rzeczywiście, brak wyraźnej granicy pomiędzy pracą, a życiem prywatnym może być męczący.
Ewa: To dopiero początki. Mamy nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej. Marzy nam się nasza przestrzeń, jednak same nie wiemy, gdzie będzie się ona znajdować.
Martyna: Poznań jest przyjazny pod względem liczby firm i przedsiębiorców, od których pozyskujemy materiały do tworzenia projektów, to na pewno olbrzymi plus, ale nie związałyśmy się jeszcze na stałe jednym z miastem.
A jakie to uczucie, kiedy Wasza praca najpierw trafia na konkurs, gdzie zebranych zostało 200 najlepszych projektów z całego świata, a następnie otrzymuje główną nagrodę? Strach? Ekscytacja?
Ewa: Przede wszystkim zdziwienie. Tak jak powiedziałaś – w Dubaju znalazło się dwieście projektów z najbardziej prestiżowych szkół projektowania na świecie. Obiekty zaprezentowane na wystawie były dopracowane w każdym calu, poruszono wiele istotnych zagadnień, a cała narracja została przeprowadzona w bardzo mądry sposób. Tym bardziej zaskakującym był fakt, że wybrano nas do pierwszej dziesiątki. Szczególnie, że tego dnia nie sprawdziłyśmy maila i informacja od Kuratora wystawy z zaproszeniem na prezentację wprowadziła nas w lekkie osłupienie. W dziesięcioosobowym jury zasiadły osoby, które w świecie designu są prawdziwymi autorytetami. To dla nas ogromne wyróżnienie.
Martyna: Wydarzeniem samym w sobie było zaproszenie na prezentację prac dyplomowych. Nawet nie myślałyśmy o nagrodzie, zwłaszcza, że przyznawano ją po raz pierwszy w historii.
Item projekt skupia Wasze wspólne projekty?
Martyna: Zarówno wspólne, jak i te indywidualne. Część z nich wykonywałyśmy osobno, ale uznałyśmy, że niektóre są warte rozwinięcia w duecie.
Nie mając świadomości, że projekty takie jak zrywka, drugie dno czy też klosz są indywidualnym konceptem, dostrzegłam wśród nich wspólny mianownik – ogromną prostotę, ale też wielofunkcyjność. Czy można uznać to za pewną myśl przewodnią, która kieruje Wami w tracie procesu twórczego, czy to nieświadome działanie?
Ewa: Jesteś chyba pierwszą osobą, która zadała sobie trud, aby określić na podstawie naszych prac wspólny motyw. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, w jaki sposób można by połączyć te projekty.
Martyna: Nie da się ukryć, że dopiero zaczynamy i większość naszych realizacji jest odpowiedzią na wcześniej zadany brief. Nie wymyślałyśmy ich od podstaw – to konkretne potrzeby, do których musiałyśmy się odnieść, dostosować. Wspomniany przez Ciebie minimalizm, to to, co podpowiada nam intuicja.
Zarówno w projekcie zrywki, jak i drugie dno, tchnięte zostało życie w materiały, które przeciętny Kowalski mógłby wyrzucić do kosza. Mówimy tu o torbach foliowych oraz kartonie. Jak odniesiecie to do coraz popularniejszego nurtu no waste?
Martyna: Projektowanie z nurtem jest dosyć niebezpieczne, tym na czym zależy nam najbardziej, jest ponadczasowość. Oczywiście zgodność z panującymi tendencjami w projektowaniu jest dodatkowym atutem, ale nie stanowi to priorytetu. Dobry projekt to taki, który przejdzie próbę czasu i będzie odpowiadać na konkretne potrzeby.
Ewa: Tworzenie zgodnie z briefem daje oczywiście możliwość wyborów estetycznych, czy też materiałowych. Projektem stworzonym przez nas od A do Z jest Miko+. Pierwszy tak dojrzały, dający całkowitą dowolność na wszystkich polach.
Myślę, że dla wielu odbiorców nazwa Miko+ może być nieco enigmatyczna. Skąd się wzięła?
Ewa: O tak, z wyborem nazwy wiązały się długie dyskusje. Słowo miko pochodzi z łaciny i oznacza „błyszczeć”. Z kolei + wiąże się wartością dodaną do stworzonej przez nas biżuterii. Początkowo za każdym razem dopowiadałyśmy kwestię: „Miko+ – biżuteria terapeutyczna”.
Do biżuterii używacie takich surowców jak mosiądz złocony na różowo oraz corian. To chyba kolejna kwestia, która przysporzyła mi nie lada zagwozdkę. Przyznam szczerze, że po krótkiej próbie weryfikacji jedynym co mi wyskoczyło, to…
Ewa: Blaty kuchenne. Tak, to kompozyt mineralno-akrylowy, który używany jest głównie w tym celu. To po prostu sztuczny kamień.
Martyna: Wszystko zaczęło się od tego, że potrzebowałyśmy elementów dostosowanych do potrzeb terapii. Elementów o konkretnym kształcie, wykonanych z ciepłego surowca. Corian jest lekkim materiałem prostym w obróbce, niezwykle plastycznym. Dodatkowo, co ważne w tworzeniu – bardzo estetycznym.
Ewa: Wykorzystałyśmy materiał, który kojarzony jest całkowicie inną kategorią produktu. Pierwsze co przychodzi na myśl w przypadku biżuterii to kamienie. Jednak nie w naszym przypadku. Kamień to ciężki i zimny materiał, który w tym konkretnym przypadku nie spełniał naszych oczekiwań. Często dostajemy pytania dotyczące właśnie tej terapeutycznej sfery projektu Miko+. Nie wiąże się ona w żadnym stopniu z wykorzystanymi przy produkcji surowcami, a z formą.
No właśnie, w jaki sposób sama forma biżuterii nadaje jej walorów terapeutycznych?
Martyna: Wynika to przede wszystkim z jej kształtów w połączeniu z ruchami, wykonywanymi podczas noszenia poszczególnych elementów – w przypadku pierścionków są to na przykład ruchome kule. Z kolei w przypadku jednej z bransolet to ucisk śródręcza. Kobiety bardzo często bawią się ozdobami i wykorzystałyśmy to do przemycenia pewnych zachowań np. rozmasowywania nadgarstków i dłoni.
Ewa: Mówiąc w skrócie – przełożyłyśmy ruch fizjoterapeuty, jaki wykonuje podczas terapii na formalny język biżuterii. Oczywiście te elementy w żadnym wypadku nie zastępują ani kontroli specjalisty, ani ortezy. Stanowią jednak pewne wsparcie i uświadamiają, że można również profilaktycznie zadbać o swoje ciało. Po wielu latach odczuwamy konsekwencje wielogodzinnej pracy manualnej, podczas której mięśnie naszych dłoni pracowały nierównomiernie. Dowiedziałyśmy się, że nieprawidłowa praca przy komputerze przez 8 godzin to takie samo obciążenie dla nadgarstka, jak dla ciała przy wykonywaniu przysiadów przez 10 godzin. To niemożliwe prawda? Mimo wszystko nie jesteśmy świadomi tak dużego obciążenia i skali problemu.
Martyna: Obiekty, które używane są w trakcie rehabilitacji schorzenia jakim jest zwężający się kanał nadgarstka, zwany potocznie cieśnią, nie są zbyt estetyczne. Istotny jest więc sam aspekt społeczny biżuterii – zwiększenie świadomości kobiet. Dzięki temu pacjentki częściej zwracają uwagę na problem, chcą mu przeciwdziałać.
Ewa: Nie zawsze mamy czas, aby udać się do fizjoterapeuty. Elementy stworzone w ramach projektu Miko+ umożliwiają nam „ćwiczenia” w każdej wolnej chwili – czy to w drodze do pracy, czy też na wykładzie.
Skąd w ogóle pomysł na taki projekt? Wiązał się z pewnymi obserwacjami?
Ewa: Projekt wziął się z potrzeby. I to dość bliskiej. Takie koncepcje nie biorą się znikąd. Bolały mnie nadgarstki i zaczęłyśmy o tym rozmawiać. Oczywiście najpierw dosyć niewinnie. Po rozeznaniu w temacie okazało się, że cierpi na to więcej osób, a skala problemu jest naprawdę spora. Dodatkowo dochodziły do nas głosy, że pomimo istnienia sprzętu umożliwiającego zminimalizowanie tego bólu, to coś jest nie tak. Pacjentki po prostu odmawiały noszenia ortez, co oczywiście związane było ze wstydem oraz pewnym napiętnowaniem społecznym. W żadnym stopniu nie podważamy zaleceń lekarza, zachęcamy jednak do profilaktyki oraz dodatkowej terapii. Te dwa aspekty sprawiły, że postanowiłyśmy połączyć funkcję estetyczną z fizjoterapeutyczną. Przed rozpoczęciem samego procesu projektowania zrobiłyśmy rozeznanie wśród specjalistów, aby sprawdzić, czy nasza idea ma w ogóle rację bytu. Okazało się, że tak. Stworzenie samych prototypów również wiązało się z wielogodzinnymi badaniami pod okiem specjalistów, naszym mentorem w tej dziedzinie była dr n. med. Marta Jokiel. Najbardziej wymagającym aspektem całego projektu było zrównoważenie piękna z funkcjonalnością.
Planujecie wprowadzić Miko+ do sprzedaży?
Ewa: Tak, jednak najpierw musimy dopracować szczegóły i to, jak cała sprzedaż miałaby wyglądać.
Martyna: Chcemy spróbować. Projekt jest bardzo ciekawy, dostał nagrodę, ale nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak będzie zachowywał się na rynku. To wymaga jeszcze pracy z naszej strony.
Miko+ coraz bliżej finiszu. Macie kolejne projekty z tyłu głowy?
Ewa: Koncept powstał z potrzeby jaką zauważyłyśmy, ale naszą domeną nigdy nie było tworzenie biżuterii. Nie jesteśmy projektantkami biżuterii i nie zajmowałyśmy się nigdy jej wykonaniem. Nie chcemy się zatrzymać na tym zadaniu, ponieważ dookoła zajmujemy się ogromem zupełnie innych rzeczy.
Wymarzony projekt?
Ewa: Najlepsza jest różnorodność.
Martyna: Oby każdy kolejny.
Wspólnie czy indywidualnie?
Ewa: Wspólnie, o ile się wcześniej nie pozabijamy…;)
Żarty żartami, ale to chyba istotne, aby w procesie tworzenia pojawiały się zróżnicowane emocje. Nie samym patrzeniem sobie w oczy człowiek żyje.
Martyna: O nie, to zdecydowanie nie my!
Ewa: Taki nienormowany czas pracy, jak w naszym wypadku, kiedy bywają dni, że doba powinna trwać ponad trzydzieści godzin, może być męczący psychicznie. Są jednak dni, w których możemy pozwolić sobie na odrobinę luzu. To wszystko zależy od organizacji pracy.
Tworzycie duet – w jaki sposób siebie opiszecie? Woda i ogień?
Martyna: Dwa ognie, jeśli można tak powiedzieć.
Ewa: Przyjaźń, praca, – i póki co – wspólne mieszkanie – to naprawdę wyzwanie. Przyczyną naszych spięć bardzo często są pierdoły i zwykłe czepialstwo. Oczywiście, czasem dyskutujemy na temat koncepcji, jednak zawsze prowadzi to do zdrowego kompromisu.
Inspiracje?
Martyna: Tak naprawdę wszystko – zdjęcia, filmy, niekoniecznie o tematyce projektowej.
Ewa: Nawet przypadkowy spacer. To kwestia uwrażliwienia na otoczenie.
Galeria


