Stałam się bardziej pewna siebie
Kasia Tontor
| Joanna Hała
Znam wielu "białych", którzy są wewnętrznie "czarni? - mówi poznańska wokalistka i songwriterka Kasia Tontor, która czaruje słuchaczy swoim soulowym głosem. Doceniło ją m.in. jury konkursu w Chilli Zet, a także duet Bass Astral x Igo, który zaprosił ją na support kwietniowego, wyprzedanego koncertu w Arenie. Zanim jej najnowszy materiał trafi na portale streamingowe, zapraszam Was do poznania Kasi na łamach Freshmaga!
Niedawno wydałaś limitowaną EPkę “Malajf”. Czy słuchacze będą mogli usłyszeć ją w internecie, oraz skąd taki nietypowy, ni polski, ni angielski tytuł?
Wraz z moim managerem rozmawiamy z kilkoma wydawnictwami, dlatego z oficjalną premierą na portalach streamingowych jeszcze czekamy. W międzyczasie wytłoczyliśmy "nielegalnie" 200 sztuk dla przyjaciół i znajomych. Tytuł pojawił się w mojej głowie, gdy słuchałam materiału, a konkretnie w momencie, gdy powiedziałam do siebie: “That’s my life!”. Bingo. Po dokonaniu drobnej, fonetycznej zmiany, tak właśnie nazwałam płytę. "Malajf" w tej wersji brzmi świetnie... no i skrywa imię mojej trzyletniej córki.
Od Twojego debiutu “Killa” minęły już cztery lata. Co się od tego czasu zmieniło?
Na pewno przeszłam duchową przemianę po urodzeniu mojej córki, a muzycznie stałam się bardziej pewna siebie. Dziś bardziej niż opinii innych, słucham samej siebie, wychodząc z założenia, że to ja najlepiej rozumiem, jakiej muzyki potrzebuję. "Malajf” jest efektem tych zmian. Choć cały czas słyszę, że R&B się w Polsce nie sprzedaje, nie poddaję się. Wierzę, że wiele wywalczyć można żelazną konsekwencją.
Myślisz, że jest w polskim R&B luka do wypełnienia?
Tak! Spójrz na Rosalie., która sprawnie porusza się w świecie tego gatunku. Prędzej czy później ludzie poznają prawdę, że R&B to dobra, wartościowa muzyka, pełna wspaniałych wokali i żywych instrumentów. Marzę o tym, by grano jej więcej w polskich radiostacjach.
Chciałabyś zagrać w akompaniamencie dużego bandu?
Tak, to moje największe marzenie! Uwielbiam improwizować! Ludzie przychodzący na koncert ulubionego artysty, nierzadko na pamięć znają wszystkie jego utwory, świetnie jest więc, gdy usłyszą je w zupełnie innych aranżacjach. Ostatnio byłam na koncercie mojej idolki Erykah Badu. Spodziewałam się wielkiego show i oczywiście się nie zawiodłam. Patrząc na nią, myślałam: też chcę mieć taką swobodę i tak niezwykły kontakt z muzykami, jak ona. Myślę również o graniu na fortepianie na żywo, na scenie.
Powiedziałaś wcześniej, że już wiesz, czego chcesz od muzyki...
Chcę trzymać się wyznaczonych celów i konsekwentnie realizować założony plan. Wszystkie muzyczne wizje opieram na własnych doświadczeniach i historii gatunku, którego słucham przez całe życie.
Słuchasz głównie zagranicznych wykonawców R&B?
Cały czas obserwuję rynek brytyjski i amerykański, bo to właśnie tam naprawdę żyje ten gatunek. Nie chcę, żeby to zabrzmiało rasistowsko, ale R&B to przede wszystkim Afroamerykanie. Choć kolor skóry nie ma znaczenia, znam wielu "białych", którzy są w środku "czarni" (śmiech). Bardzo podoba mi się to, że za granicą słychać na płytach więcej chórków, zarówno podczas produkcji, jak i na żywo. I zdecydowanie mocniej inwestuje się tam w promocję. W Polsce jest mnóstwo osób, które brzmiałyby świetne w tym gatunku. Tylko ktoś najpierw musiałby uwierzyć w R&B.
Czy od samego początku działasz muzycznie pod swoim imieniem i nazwiskiem?
Z muzyką jestem związana od bardzo dawna: teatrzyki, szkoły, musical. Jednak o tworzeniu własnej muzyki zaczęłam myśleć dopiero, gdy w 2014 roku poszłam do studia Tomka Wróblewskiego. To on zaczął namawiać mnie do tworzenia piosenek. Z jego pomocą powstał kawałek “Galaxy of the Lost”, a potem każdy kolejny. Od tamtej pory pracuję nad wizją całości zwanej "Kasia Tontor".
Sama komponujesz wszystkie numery?
Gram na fortepianie i gitarze, uczyłam się również śpiewu. Pracowałam z wieloma ludźmi, jednak nie każda współpraca skutkowała kompletnymi utworami. W konfiguracji producent-wokalistka czasem trudno o konsensus... dlatego postanowiłam nauczyć się produkować sama. Pomógł mi ponownie Tomek. Teraz jest tak, że pisanie i tworzenie zarysu utworu odbywa się w moim domu, a potem zapraszam do dogrania się m.in. trębacza Kacpra Grzankę czy perkusistę Maćka Czarneckiego. Jeśli chodzi o komponowanie, lubię robić wszystko sama i za wszelką cenę dążę do zrealizowania swojej wizji.
Piszesz tylko po angielsku. Nie sądzisz, że po polsku byłoby łatwiej dotrzeć do szerokiego grona?
Całe życie słucham czarnej, amerykańskiej muzyki. To dla mnie naturalne, że podczas tworzenia bitu, układam w głowie tekst po angielsku. Sprawę ułatwia mi dyplom filologii angielskiej. Ostatnio jednak napisałam kawałek po polsku o czapce z daszkiem. Moje teksty nie są mocno liryczne, raczej chilloutowe... bo właśnie taka jestem!
Twórczość Kasi możecie sprawdzić tutaj.
fot. Sylwia Klaczyńska