
„Hip-hop nie ma ograniczeń wiekowych”
Rychu Peja
|
To jest to miejsce, w którym powinienem przedstawić pokrótce artystę i jego muzyczne dokonania, ale zastanawiam się, czy jest w Polsce osoba, której trzeba tego człowieka przedstawiać. Myślę, że nie i to chyba najlepiej definiuje jego ćwierćwiecze pobytu na scenie hip-hopowej. Sprawdźcie co do powiedzenia ma Rychu Peja z okazji 25-lecia swojej działalności muzycznej.
Na rozgrzewkę chciałbym zapytać o warsztaty w ramach projektu Druga Strona Ulicy. Jak poszło?
Spośród nadesłanych zgłoszeń wybraliśmy bodajże 3 uczestników, z którymi podczas dwudniowych zajęć będę pracował w zakresie pisania tekstów i realizacji nagrań, wbijania zwrotek do bitu wyprodukowanego przez Magierę, który równolegle będzie prowadził warsztaty z beatmakingu. Do tego Forin, który będzie nauczał graficznych knyfów. Myślę, że może z tego wyjść coś ciekawego. Na pewno spędzimy ten czas w sposób kreatywny. Chciałbym to zapamiętać jako wartościowe doświadczenie.
Film, w którym zwiedzasz mural poświęcony Biggiemu, kwitujesz: „Co nas obchodzi, jesteśmy wszyscy młodzi” – nie dopadł Cię ani razu jakiś hip-hopowy kryzys wieku średniego?
Nie bardzo wiem jak odpowiedzieć, bo hip-hop moim zdaniem nie ma żadnych ograniczeń wiekowych. Jak każdy artysta pragnę tworzyć aż do grobowej deski (śmiech). Piękne kariery, które kończą się odejściem leciwego twórcy, zawsze mnie mocno wzruszają. Ten koniec czyjejś drogi zmusza do refleksji. Jeśli chodzi o mój mentalny stan, to coś takiego jak kryzys nie wpisuje się w moje teraźniejsze życie. Oczywiście mam pełną świadomość, że wkraczam w średni wiek co też widać i słychać. Mam nadzieję, że jeśli czuć, to tylko dzięki muzyce (śmiech). Mimo upływu lat nigdy nie czułem się tak dobrze. Odzyskałem sporo zasobów energetycznych, które kiedyś zabrał alkohol. To samo z pamięcią. Raz powtórzony tekst potrafię praktycznie wyrecytować z głowy. Wcześniej czytałem z kartek. Fizycznie nadal wymagam od siebie sprawności dwudziestolatka, więc czasem odczuwam tego bolesne skutki, ale bez przesady. Jestem raczej wytrzymałym zawodnikiem. Poprawiłem komunikację, więc jeśli ze mną rozmawiasz, to gdy jest już po wszystkim, zapragniesz do mnie powrócić, bo miły ze mnie gość (śmiech). Hip-hop? Teksty są raczej o moim dorosłym życiu, więc kryzys mi nie grozi. Nie buntuję się przeciwko małolackim dyrdymałom, bo to ich bajka i niech się sami wyjaśniają. Sam nie zamierzam schlebiać dzieciakom i na siłę robić z siebie szczeniackiego idola. Czy pan Japa wyglądał cool w bluzie z kapturem i tej czapeczce? Trochę nie. Z drugiej strony pamiętam słowa kolesi z ACDC. Każdy album nagrywają tak, jakby wciąż mieli po 16 lat. Wiek to stan umysłu. Można być starcem po czterdziestce. Ja po tej czterdziestce odkrywam wspaniałe rzeczy, które nigdy wcześniej w moim życiu miejsca nie miały. Można powiedzieć, że od dłuższego czasu mam nowe życie. Nowy Rychu, nowe wartości i priorytety. Mam zasady. Kiedyś było z tym różnie. Oczywiście nadal zdarzy mi się pierdolnąć jakąś głupotę, bo rozrywkowy ze mnie koleś. Mam spore poczucie humoru a Ci, którzy trochę lepiej mnie znają, często płaczą ze śmiechu. Często dyskutuję z ludźmi, jeśli dyskusja jest oczywiście na odpowiednim poziomie, bo poziom dyskusji tez wprowadziłem na wyższy level. Uwielbiam gadać z ciekawymi ludźmi, twórczymi, mądrzejszymi ode mnie, przedsiębiorczymi i kreatywnymi po prostu. Tylko wtedy mogę się rozwinąć, czegoś nauczyć. Kiedy równasz w dół, niczego nie osiągniesz. Nie piję już tyle lat, a spotykam gości, którzy przez te lata nie poszli nic do przodu, pomimo iż nie mieli tego typu problemów, co ja. Żadnego rozwoju osobistego, mało tego, jest nawet regres. Czasem się zastanawiam, dlaczego tak się dzieje? Że jeden chce coś zmienić, osiągnąć, bo czuje osobistą potrzebę, a gros ludzi tylko bezmyślnie przeżuwa strawę, nie robiąc żadnego umysłowego wysiłku. Przykładowe czytanie książek jest dla nich jak zesłanie na Sybir. Dla mnie to sygnał, że trzeba wypierdalać. No i chuj jednak wziąłem się za ocenianie innych.
„Popowe bity to teraz hip-hop, zobacz, jak to buja niejedną cipką.” – frustruje Cię czasami kierunek, w którym poszedł hip-hop?
Muzyka nigdy nie była dla mnie powodem frustracji. Raczej fałsz i populizm. Zaklinanie rzeczywistości lub pisanie jej na nowo. Pierdolone zakłamanie i obłuda. Farbowane lisy, sfabrykowane biografie i niekończący się farmazon. Style w muzyce? Niech sobie będą najróżniejsze. W każdym z nich mamy wirtuozów i tandeciarzy. Tak było w latach 90., tak jest i teraz. Śmieszą mnie tylko wypowiedzi raperów, którzy użalają się nad dzisiejszym hip-hopem, że stał się popem. Kurwa, kolesie sami do tego doprowadzili w sposób świadomy lub nie. Wystarczy posłuchać płyt i zobaczyć te wszystkie niby innowacyjne kompozycje. Potem siedzi jeden łeb z drugim i pierdoli kocopoły, że to poszło w złą stronę i nic się nie da zrobić oprócz zaakceptowania takiego stanu rzeczy. Nie trzeba było kserować nowej francuskiej fali albo tych najchujowszych tematów, które popełniono w Ameryce. A tak do wiadomości – rap zastąpił pop już na początku lat 90. Zniknął Michael Jackson, pojawili się Dre i Snoop, więc to pierdolenie, że rap to teraz pop wynika wyłącznie z niewiedzy idoli naszych młodych słuchaczy.
Lil Yachty, czyli raper niebędący na świecie tyle lat, ile Ty jesteś na scenie, rzucił kiedyś w wywiadzie, że nie potrafiłby wymienić nawet pięciu numerów Biggiego. Jaki masz stosunek do tego nadrabiania zaległości przez młodych i jednocześnie gonienia trendu przez starszych raperów?
Jak już powiedziałem, wszędzie są wirtuozi i tandeciarze. Są młodzi, kumaci goście i są zjeby totalne. Ja oczywiście jestem za rozwojem i wiedzą. Ktoś, kto nie zna twórczości Biggiego, nie powinien być raperem. Takich ludzi od zawsze nazywałem pozerami. Są ludzie młodzi, roczniki 90., którzy kumają rap z czasów, kiedy się rodzili. U nas przykładem tego jest Śliwa. To reprezentant najmłodszego pokolenia. Przykładów jest znacznie więcej. To kolejne pokolenie raperów z naszego miasta. Gadanie, że świadomość raperów i słuchaczy skończyła się na rocznikach urodzonych w połowie lat osiemdziesiątych to jakaś z chuja wyssana teoria. Albo chcesz się rozwijać i poznawać korzenie, albo jesteś częścią mody i bezmyślnie konsumujesz. Wiek nie ma tutaj żadnego znaczenia. To indywidualna sprawa każdego z nas. Dla jednych muzyka to styl życia albo nawet całe życie dla innych melodyjka pod wpierdalanie porannych płatków. Słuchałem rapu jako 12-latek i nie było wtedy gimnazjów. Dziś byłbym gimbusem z definicji. Albo raczej patologicznym chłopaczkiem z Jeżyc (śmiech).
W ostatnim wywiadzie powiedziałeś nam, że z roku na rok masz w sobie coraz więcej wrażliwości. Nie boisz się jej? Przeżywanie czegoś bardziej nie musi mieć samych plusów.
Warto posiadać własną wrażliwość, gust i poczucie estetyki. Ważne, by mieć w sobie na tyle empatii, aby radzić sobie z ludźmi i otaczającą nas rzeczywistością. Ja nie przeżywam czegoś bardziej. Kiedy chlałem, wtedy tak. Bardziej się nakręcałem, smuciłem, radowałem, a przede wszystkim wkurwiałem. Dziś potrafię nazwać swoje emocje i skorzystać z narzędzi, jakimi dysponuję. Kiedyś to była flacha wódy lub przysłowiowy kastet. Dziś mam zupełnie inny wachlarz rozwiązań, dlatego bez obaw podążam swoją ścieżka, cokolwiek to oznacza.
Bardzo wrażliwym artystą był np. Mac Miller.
I zażywał narkotyki. Wrażliwcy to również albo przede wszystkim twórczy ludzie. Jeśli jesteś osobą znaną, musisz zadbać o swoją mentalną kondycję. Nie pomoże tu sztab ziomków, krechy towaru ani najlepszy koniak. Nie pomogą modelki i managerowie poklepujący po plecach. Rzeczywistość nie zawsze jest tak piękna, jakbyśmy sobie tego życzyli. Ludzie sobie nie radzą, bo mają swoje oczekiwania. Zbyt wiele oczekiwań. Od siebie, ludzi, rodziny, partnerów etc. Gdy oczekiwania się nie spełniają, przychodzi rozczarowanie, gorycz, ból. Łatwo wtedy się wyleczyć za pomocą rozgałęzionej chemii. Większość osób będzie chciała Cię wykorzystać, manipulując na wszelkie sposoby. Stąd już tylko krok do odosobnienia i poczucia pustki. Nie wierzę, że nasi raperzy to chodzące przykłady sukcesu i szczęścia. Bo szczęśliwym się jedynie bywa, a nie jest cały czas. Spełniając nie tylko swoje oczekiwania, ale też innych nie masz czasu na nic innego jak konsumpcjonizm, bujając się z miejsca na miejsce jak nomad. To zajęcie dla bardzo samotnych ludzi. Jeśli dom jest tylko chwilową przystanią coś zapewne nie pykło. Przed czym ci wszyscy grajkowie tak uciekają? Myślę, że przed odpowiedzialnością. W domu żona, dzieci a panowie dobiegają czterdziestki i chcą tylko nadal kręcić klipy i chlać. I te wymówki, że trzeba zarobić na utrzymanie rodziny. I gdzie w tym wszystkim miejsce na prawdę? O wolności nie wspominając. Wszelkie uzależnienia odbiorą Ci jakiekolwiek poczucie wolności. I nieważne, że codziennie ktoś odchodzi. Powspominamy kilka dni Annę Kotulankę lub Tomka Chadę i wrócimy do swoich zajęć. Żadnych wniosków.
A co z balonikiem egocentryzmu? W tym samym wywiadzie powiedziałeś, że już zeszło z niego powietrze. Nagrywasz nowy materiał, więc może coś tam się napełniło, żeby było czym pluć na majka.
Wierzę w coś takiego jak zdrowy egoizm. Warto myśleć o sobie. Kiedy myślisz wyłącznie o innych, starając się spełnić ich wszelakie zachcianki, a wewnętrznie czujesz, że dzieje się to Twoim kosztem, po prostu tego nie rób. Wielu ludzi boi się powiedzieć nie. Postawić granice. Zawalczyć o siebie. Bywało, iż strasznie się męczyłem w towarzystwie egocentryka, ale wielokrotnie było to dla mnie pouczające doświadczenie. Sam kiedyś byłem osobą, lubiącą być w centrum uwagi. Dziś jest zupełnie inaczej. Prochy i wóda to paliwo egocentryzmu. Bez paliwa nie pojedziesz. Nie odpłyniesz. A więc nie płynę. Obserwuję innych i wyciągam wnioski. Nie winię ich. Wiem, w jakim punkcie życia się znajdują. Szczerze współczuję. Wiem, ile pracy kosztuje zrobienie z tym porządku. Czasem nie starcza na to życia. Wielu płynie pogrążonych w błogiej nieświadomości przekonani o swoich wspaniałych czynach. Na co dzień staram się unikać toksycznych ludzi a bez wątpienia zaliczam do takich właśnie egocentryków. Jeśli mam wybór iść na branżową imprezę czy do ZOO wybieram ZOO.
Z kolei hip-hop to chyba dobre poletko dla egocentryków. Bragga, freestyle etc.
Egocentryzm jedynie ośmiesza raperów. Grono ludzi myślących ma z tego niezły ubaw. Ktoś przecież musi błaznować na dworze. Ja się od dawna do tego nie nadaję. Ale mam godnych następców (śmiech).
Pozostając w temacie wizerunku raperów. Dziś, co prawda nikt jeszcze sztabu specjalistów nie zatrudnia, ale budowanie marki, to chyba stały element tej gry?
Myślę, że każda licząca się firma wydawnicza o ten sztab jednak zabiega. Podglądam sobie na różne profile i to nie są jednoosobowe armie. To świadczy wyłącznie o tym, jak bardzo profesjonalnie rozwinął się ten rynek. Na zewnątrz wygląda to bardzo dobrze w wielu przypadkach. Słyszałem, że od kuchni już nie do końca, ale nikt nie jest perfekt, cytując klasyka. Podziwiam młodych ludzi, którzy tak ciężko pracują. Kiedy byłem w ich wieku, nie mieliśmy tylu możliwości, narzędzi, choć zrobiliśmy coś z niczego. Dziś oni uczą się na naszych błędach. My niestety musieliśmy je popełnić – bez tego nie byłoby dziś tego przemysłu. I za to przede wszystkim powinni nas szanować.
Ostatnie gościłeś na materiałach Young Igiego i Kaza Bałagane. RPS wypływa na trapowe wody?
Nie znam definicji trapu. Wiem, czym mniej więcej się charakteryzuje. Kawałki z Igim i Bałagane są świetne i jeśli będzie trzeba, zrobię następne.
Jak się czułeś z tym że gracze z cały czas hip-hopowej, ale trochę innej bajki muzycznej chcą mieć Rycha na feacie?
Budzi to mój szacunek. To chyba znaczy, że przez te lata jednak ciężko pracowałem. Cały czas liczę się w grze, co nie jest dla mnie bez znaczenia. Dawno odpuściłem spinę, aby być on top, nr 1 i takie tam. Dla wielu ludzi i tak jestem debeściak, nieważne co mówią inni (śmiech). Ważne, żeby robić to, co się czuje. Przez lata wypracowałem sobie mocną pozycję. W zasadzie nic już nie muszę. Dlatego mam niesamowity komfort pracy. Po tylu latach nic nie jest w stanie mi zaszkodzić, przynajmniej tak mi się wydaję. Jestem wolny od opinii innych ludzi, a i sam bez krępacji mogę wypowiedzieć się na każdy temat. Chociaż akurat nie korzystam z tego jakoś nagminnie. Na tym polega moja definicja wolności. Jak to określam w tytułowym utworze z nowej płyty: „Jestem ambasadorem własnej marki”.
Mam wrażenie, że bacznie przyglądasz się temu, co się dzieje na naszym hip-hopowym podwórku. Przez 25 lat…
Czasem tak, czasem nie. Na szczęście mam ludzi, którzy mi podsyłają co lepsze rzeczy. Czasowo nie wyrabiam nawet z odsłuchaniem poszczególnych płyt. No bo przecież nie jestem jednym z tych tatusiów raperów, który kręci codziennie inny klip gdzieś w Polsce. Tatuś zawozi do przedszkola córkę i siedzi z synem przez pół dnia w domku. W międzyczasie coś tam sobie sprawdzę. Jeśli mam przy sobie telefon to zawsze coś kliknę.
Masz ochotę czasami pogonić niektórych dzieciaków z rapowej ośki?
Nie. Niech dzieciaków rozliczają ich rówieśnicy. Zauważ, że oni zresztą chyba mocno się razem trzymają. I tu mam trochę problem, bo gdy nagrywam z młodym X, a nie lubię Y i Z, a X z nimi nagle wypluwa single, to jestem trochę w czarnej dupie. Oczywiście nie pozwolę się obrażać i jak mi jakaś kurwa zajdzie za skórę, no to wiadomo. Amen.
W temacie podwórka. Dostrzegasz, jak zmieniły się Jeżyce przez ten okres? Przestronne kamienice, modne knajpki. Dziś to chyba najchętniej zamieszkiwana dzielnica Poznania.
Zmiany są widoczne gołym okiem. To już nie gangsterka tylko hipsterka (śmiech). Mógłbym tak tłumaczyć moją przeprowadzkę, że to już nie ta sama dzielnia. Że prawdziwe penerstwo nie może się teraz na Jeżycach odnaleźć, ale dobrze wiem, że zarówno kwiat polskiej młodzieży, inwestujący w te knajpki, żyje w symbiozie z tubylcami i to chyba jest urocze. Sam bywam w tych miejscach i nawet nawijam o tych zmianach w pierwszym singlu z „25_godzin". W gruncie rzeczy to spierdoliłem stamtąd przez młodzież, która notorycznie hałasowała w całym bloku. Wszystko przez tę moją wrażliwość (śmiech).
Twój życiorys to dobry materiał na biografię. 25-lecie działalności muzycznej to dobra okazja. Co o tym sądzisz?
Na pewno tak. Jak na razie nie mam czasu, żeby spisać te swoje przeżycia. Miałem kilka rozmów, nawet poumawiany jestem z ludźmi, którzy przyjadą i mnie nagrają, potem to spiszą, a ja przeredaguję. Ale to projekt długofalowy.
Były momenty, w których chciałeś odklepać i dać sobie spokój z muzyką?
Było ich kilka. Tylko głupek nie ma wątpliwości. Robienie muzyki nigdy mnie nie zmęczy. Tak jak granie koncertów. Cała reszta, ta jebana otoczka, wyścigi hartów i wzajemne robienie sobie laski to rzeczy, które nie wpisują się w moje zawodowe życie.
Długo przygotowujesz się do tego wydarzenia. Poprzeczka poprzednimi imprezami w Arenie jest zawieszona wysoko.
Jeśli to nazywasz wysoko zawieszoną poprzeczką to mów mi Javier Sotomayor (rekordzista świata w skoku wzwyż, przyp. red.).
Chciałoby się zobaczyć w Arenie, jak na scenie nagle pojawia się Decks i dogrywacie resztę koncertu razem.
Jak już wcześniej mówiłem. Zbyt wiele oczekiwań to droga donikąd. Czasy z Darkiem to bardzo piękna historia dla wielu z Was. Wspominam to dobrze. Bardzo ciężko napracowałem się przez te 17 wspólnych lat. W gruncie rzeczy było ich trochę mniej, bo kilka lat działałem w tym czasie solo. Mimo wszystko ten okres uważam za zamknięty. Ten koncert jest dla mnie ważny również dlatego, że zagram go sam. I niech tak zostanie. Myślałem o tym, żeby odezwać się do niego i zaprosić. Jednak znam jego upór. Z drugiej strony nie widzę powodu, dla którego to ja miałbym pierwszy się odzywać. Jeśli Darek zechce pojawić się tego dnia w Arenie, nie zatrzaśniemy przed nim drzwi. Pozdrawiam.
Galeria
