
"Nie otaczam się głupimi ludźmi"
Ten Typ Mes
| Natalia Bednarz
Spotykamy się 20 stycznia przed próbą koncertu w Blue Note. Mes przeprasza za to, że jego myśli mogą się plątać, co tłumaczy gorączką i wpływem leków, ale jak się okazuje, ta niedyspozycja nie zakłóca ciekawej dyskusji. Porozmawialiśmy nie tylko o kondycji rapu, ale także o rodzimych mash-upach z disco polo, ogłupiających reality show, sposobie testowania młodych raperów i nowym programie wyszukującym rapowe talenty. Zapraszam do lektury.
Najpierw chciałabym zapytać o klip do kawałka „Detoks”. Jak udało Ci się zgromadzić tylu raperów, także spoza Warszawy, tym bardziej, że nie mieli gościnnych zwrotek? Jak podeszli do tematu, że zapraszasz ich do klipu, ale wyłącznie aktorsko?
To mieszanina przysług, zaufania i zobowiązań muzycznych. Oni zrobili coś dla mnie i jeśli powiedzą, że mam w ich teledysku grać goscia przebranego za kangura, to pewnie to zrobię.
Skąd ten pomysł?
Nie pamiętam już, kto na to wpadł, ale był to ktoś z Alkopoligamia.com. Nie chcieliśmy bazować na abstraktach. Jeżeli w utworze dana postać była przypisana do swojego uzależnienia, czy to informacji, pieniędzy, władzy nad swoim małżonkiem, no to pokazujemy te postaci, ale trzeba to wszystko czymś złamać, żeby to nie było takie banalne. Czyli obsadzamy Piha w roli spokojnego pantoflarza, ojca dzieciom, Łonę w roli cwaniaka.. i tak dalej. Na tym polegalo to zaburzenie.
A jak było z nagraniem klipu na ulicy? Skąd pomysł, by w ten sposób sprawdzić osoby wyłonione spośród tych, które podesłały swój materiał? Wyczytałam, że chodziło o zbadanie, jak radzą sobie w sytuacji rozproszenia uwagi, na przykład w centrum ulicznego zgiełku.
Z każdym z nich nagrałem utwory wcześniej, zanim wypuściliśmy te projekty, ksywy i nazwiska na światło dzienne. Widziałem, jak pracują w studiu, że wszystko gra, widziałem, jak realizują nagrania, że każdy z nich jest w stanie napisać refren i wyprodukować nagranie bez mojej obecności. Sprawdziłem ich też na scenie i w rożnych innych sytuacjach życiowych, także melanżowych.. zobaczyłem, jak się socjalizują po prostu..
..co mowią, jak są pod wpływem.. czy nie za dużo?
...w sumie też, choć brzmi to jakbm opisywał rozmowę o pracę. Wydawało się, że ostatnim elementem sprawdzenia ich będzie to, czy będą w stanie nagrać taki utwór za jednym zamachem, w sytuacji zupełnie niemuzycznej, jaką jest stanie na ulicy i oczekiwanie na autobus. Ludzie wtedy raczej piją, gadają bzdury, śmieją się z tego, co zauważyli wokół siebie, a nie rejestrują utwór muzyczny, który ma mieć ręce i nogi, refren i zwrotki.
A czy wersja z klipu to jedyna wersja? Czy była poprzedzona próbami?
Było wiele, wiele prób, także na sucho, bez nagrywania. Rozmawialiśmy o tym utworze, rapowaliśmy tak, jakbyśmy sobie to rapowali teraz siedząc. Potem był sam proces nagrywania na przystanku i za piątym bądź siódmym razem wyszła wersja, która była dobra dla wszystkich. Staraliśmy się, by nie było tak, że jeden wykonał zwrotkę na 5+, a inny na 3, bo miał na przykład katar akurat podczas swoich 50 sekund, bo wiatr zawiał... Mieliśmy bardzo mało czasu, szybko zaczęło się robić ciemno, były też pewne problemy techniczne. Myslę, że nie przesadzam, jeśli mówię, ze nagraliśmy numer pt. „Wy” za piątym czy siódmym razem.
Co sądzisz o programach typu „Żywy rap”? Pytam także dlatego, że Twoja koleżanka z Alkopoligamii, Wdowa, siedzi w jury.
Widziałem jakieś fragmenty tylko. Mam swoje zdanie na temat programów typu „Mam talent”, które są dla mnie cyrkowo-bazarowe, wręcz odpustowe, czyli: robisz cokolwiek, byleby ciekawie zagospodarować swoje 30 sekund, bez znaczenia, czy w sposób obrzydliwy dla oglądających, czy w granicach dobrego smaku. W programie rapowym najlepsze jest to, że przychodzą kolesie, czy raperki, którzy mają swój tekst. Zupełnie inaczej niż w programach typu „X-Factor” czy „Voice of Poland”, gdzie – owszem - ludzie pięknie wyśpiewują covery, tylko tak naprawdę nie wiadomo, co z tym zrobić. Co z tego, że zaśpiewałeś cover na przykład Eltona Johna czy Kayah.. te utwory są już nagrane i oryginały zawsze bedą lepsze. A nawet, jeśli komuś uda się zaspiewać lepiej lub ciekawiej niż w oryginale, no to przecież nie wyda płyty z samymi coverami, bo to jest domena doświadczonych wokalistów. W przypadku hiphopu ma to, moim zdaniem, piramidalnie większy sens, niż w przypadku popu. Sam pomysł i formułę programu uważam za trafione, autorska twórczość ma się tu bronić i chwytać za serca. A czy poziom będzie w porzadku, to czas pokaże.
Jak sądzisz, dokąd zmierza hiphopowa kultura w Polsce? Spróbuj dokonać prognozy: co będzie za 5 lat? Będziemy tylko przejmować trendy z Zachodu, nastąpi regres?
Już dużo czerpiemy z Zachodu. Podoba mi się wzorowanie się na dobrej muzyce ze Stanów, a nie podoba wzorowanie się na złej muzyce ze Stanów (śmiech). Trudno mnie, człowieka, który obserwował, jak Eminem wchodzi do gry w 97 czy 98 roku teraz porwac czymś, co nie jest w połowie tak dobre ani tak szalone. Eminem mordował swoją żonę na pierwszej płycie i topił jej ciało w rzece, a towarzyszyła mu w podróży mała córeczka. A teraz jakiś pajac w różowych ray-banach ma z tym konkurować w lidze wyrazistego wizerunku?
Albo zachwyt nad Kendrickiem Lamarem, którego słucham sobie i też lubię kilka kawałków. Ale to nie jest tak, że mój ulubiony Devin The Dude nie wpadł na to 15 lat temu, to znaczy: na świetne, śpiewane refreny i to wykonywane nawet podobną barwą głosu, ale dodatkowo z harmoniami i skomplikowanymi, świetnymi tekstami. Ja tego nie kupuję, ja mogę zrozumieć, że tak to teraz brzmi, albo że to jest teraz na czasie, albo że ten raper jest bardzo dobry, bo on jest bardzo dobry, ale trudno mi przyjąć, że on jest odkrywczy, że nowe szlaki wytycza. Bo nie wytycza.
Wiem już, co Ciebie irytuje, a powiedz, co do Ciebie trafia, co uważasz za warte słuchania? Nie mówię tutaj konkretnie o Polsce.
Z polskich rzeczy... no cóż... punkrockowe zespoły typu Analogs i moi kumple z The Lunatics. To są dwie ekipy, które pierwsze przychodzą mi do głowy, które są w stanie stworzyć interesujący tekst. Ostatnio wróciłem sobie do zespołu Air, który jest bardzo zamulonym, francuskim duetem producenckim i świetnie mi się ich słucha. Jest i trochę jazzu, który podsuwa mi na przykład Monika Borzym, ostatnio pokazała mi świetną wokalistkę. Ze Stanów dużo słucham Z-Ro cały czas, może nie jest to też nic odkrywczego, ale powtarzam jego ksywę do znudzenia. Uważam, że wciąż ma za mały fejm i szacunek.
Zejdźmy z tematu muzyki. Czytałam kilka felietonów na Alkopoligamia.com. Piszecie tam nie tylko, jak pić z głową, ale tez na temat tego, co Was otacza. Zauważyłam i popraw mnie, jeśli się mylę, że w tych felietonach, a także w niektórych tekstach, celujesz w kobiety i ich przywary. Mówię tu np. o wersie o oglądaniu „Kardashianów”. Czy masz wątpliwe szczęście do takich kobiet, do których inteligencji można mieć zastrzeżenia?
Ach, mówisz o tych starych felietonach na stronie Alkopoligamii. Od dwóch lat jestem również felietonistą T-Mobile music, myślałem że coś tam znalazłaś na mnie. Biorąc pod uwagę te dwa stare felietony, to jeden faktycznie jest o dziewczynie, która zalazła mi za skórę. Ale ten wers, którzy przytoczyłaś: „Kochanie wyłącz te jebane Kardashiany, zróbmy cokolwiek, chodźmy pobazgrać ściany, napisz wiersz o ziemskich skałach i gwiezdnych pyłach, albo cokolwiek, napisz: tu byłam!”, to chodzi w nim o to, żeby wybitne jednostki - takie jak wybitne kobiety, które uważam za znacznie mocniejszy intelekty niż ja, a które mam obok siebie - przypadkiem nie dały wciągnąć się w wir, który można nazwać pudelkowo-powierzchownym. Jeśli chodzi o spędzanie czasu wolnego w Internecie, zauważyłem, że śledzenie życia debili ze Stanów, którzy są bandą „niktów”, nie jest tylko domeną ludzi, którzy są upośledzeni kulturowo i uważają „Fakt” za opiniotwórczą gazetę, ale także ludzi, którzy czytają tego typu informacje dla beki, czy dla poprawienia sobie nastroju, dla obśmiania tych głupich ludzi. Prawda jest taka, że siedząc na internetowej stronie typu „pudelek” spędzasz czas z głupimi ludźmi i to oni są w twoim monitorze. I jest to punkt dla nich - to oni mogą powiedziec: „No tak, to ty z jakiegoś powodu wiesz, kim jestem i czym się zajmuję, a skoro tak bardzo mnie nie szanujesz i uważasz mnie za „nikta”, to dlaczego zajmujesz się moim życiem?”. I ta aluzja dotyczy bardzo mądrej kobiety, którą znam, a która miała taki zwyczaj nierozróżniania informacji śmieciowych od informacji neutralnych. Uważała, że nie ma w tym nic złego, a ja uważam, że to strata czasu, a strata czasu jest czymś złym, jeśli spędzasz czas z głupimi ludźmi, w Internecie czytając, klikając i zaśmiecając sobie głowę. Tak, że nie miałem na myśli tego, że otaczam się głupimi kobietami, bo nigdy w życiu nie otaczałem się głupimi kobietami. Jeśli nawet się zdarzały głupie kobiety, to tak, jak z głupimi mężczyznami - starałem się spędzać z nimi jak najmniej czasu. I jest to ponadpłciowa kwestia. Tak samo, jak z głupimi dziećmi, które są głupie, agresywne i rozpuszczone. Z fajnym dzieckiem, które da się kontrolować, mogę spędzić kilka godzin.. co zresztą potwierdzi ktoś z mojej rodziny, dla którego robiłem za niańkę (śmiech).
Kiedy nowa płyta? Wydajesz je mniej więcej co rok.
W moim przypadku bardziej co dwa lata.. no ale nieważne. Mam nadzieję, że płyta wyjdzie jeszcze w tym roku. Bardzo bym nie chciał o płytach myśleć, że już trzeba coś zrobić. „Trzeba” to nie jest czasownik, którego chciałbym w ogóle używać podchodząc do mikrofonu albo pisząc teksty. Z jednej strony szanuję to, że ludzie tego chcą, bo fajnie być na etapie, że jeszcze kogokolwiek to obchodzi. Kiedyś pewnie znajdę się na etapie, że będę miał czterdzieściparę lat i nikt nie będzie wiedział, kto to jest Ten Typ Mes, a ja będę sobie szlochał nad czasami, kiedy ktoś chciał ode mnie płytę raz na dwa lata. Ale... To, że ktoś chce tej płyty, czy nawet grupa ludzi, których ja szanuję i lubię, to jeszcze nie jest powód, żebym ja ją nagrał. Przede wszystkim muszę to czuć, a odstępy czasowe nie powinny mieć tu nic do rzeczy.
Bardziej niż o odstępy chodziło mi raczej o to, czy już czujesz potrzebę, by coś nowego wydać. Na pewno powstało już coś, co nadaje się na nowy materiał. Wydajemi się, że dusza artystyczna ma to do siebie, że na przestrzeni powiedzmy roku już ma ochotę tworzyć nowe.
Zdecydowanie! I materiał powstaje. Niemniej uważam, że jeśli ktoś potrzebuje więcej czasu to ja, jako słuchacz, gotów jestem czekać na jego gotowość, nie popędzam, nie cisnę. Czasem wolałbym, by wydawali rzadziej, np. wspomniany wcześniej Z-Ro wydaje wg mnie za dużo płyt. A płyta, nad którą pracuje, jest czymś zupełnie nowym, w szczególności, jeśli chodzi o koncept i kulturę pracy. Będzie tam więcej kawałków z innymi ludźmi i dużo moich bitów, a trochę odwykłem od tego.
A jak z jej klimatem?
Będzie to płyta raczej refleksyjno-ciemna. Teraz jeszcze nie wiem, czy wyjdzie na jesień, ale tak prawdę mówiąc, jesienią by się jej najlepiej słuchało.
Jak podchodzisz do kwestii romansów artystycznych i mieszania hiphopu na przykład z disco polo, czy nutami starosłowiańskimi, jak u Donatana. Jak się zapatrujesz na takie wybiegi?
Jeśli chodzi o klimaty disco polo, to tylko bracia Figo Fagot - na całą resztę spuśćmy zasłonę milczenia.
Czyli dla Ciebie jest to granica nieprzekraczalna, rap i disco polo? Nie widzisz w tym sensu i żadnej wartości dodanej dla słuchacza? Owszem, wyobraźnia arysty powinna być nieskrępowana, może robić, co mu się żywnie podoba.. poza disco polo?
Ze wszystkiego można zrobić disco polo. Podział rytmiczny jest taki, że bardzo wolne kawałki hiphopowe, kiedy podłożysz dwa razy szybszą perkusję, to zaczną mieć rytm house'owo-dance'owy. To dosyć banalny trik, który niedawno został parę razy wykorzystany i było to trochę śmieszne, trochę straszne..i tyle. Nie jestem z czasów, kiedy disco polo było umieszczane na okładce „Newsweeka”, jak to miało miejsce niedawno, no i ja jestem na nie, po prostu – nie. Nie widzę, jaka byłaby w tym wartość.
Czyli nie planujesz takich kooperacji?
Jeśli już rozkminiamy to wszystko na atomy, to nie jest to takie proste.. sam przecież uważam, że bracia Figo Fagot są ok. Co prawda jest to humor mocno wódczano-koszarowy, no ale teraz wszystko miesza się ze wszystkim- tak, jak powiedziałaś, mash-upowanie wszystkiego ze wszystkim jest powszechnym zjawiskiem. Ale jeśli mówimy o muzyce, którą się tworzy w studiu od zera, to kiedy sobie wyobrażam brzmienie swojej płyty, nie słyszę na niej brzmienia disco polowego.
A country?
Myślę, że prędzej (śmiech). Wiesz, do tej rozkminy „co wolno, czego nie wolno” w muzyce trzeba jeszcze dodać intencje. Bo jeśli artysta z mojej wytwórni nagra dla żartu utwór z discopolowym bitem i powie; marzyłem o takim eksperymencie, wydajmy to na winylowym singlu, zawsze chciałem mieć okładkę z peruką afro i peleryną. Pomyślę sobie; ok, nieźle wygrzany gość, ale tekst jest zabawny, bit obrzydliwy, on puszcza oko do słuchacza, a słuchacz nie jest zażenowany - róbmy to. Natomiast jeśli przyniesie mi numer discopolowy o miłości i powie; Mes, chcę żeby to jutro leciało w radiu Eska... to powiem mu „zmień wytwórnię”.
Dziękuję za rozmowę.