
"Świerzbią mnie palce"
Tymon Tymański
|
Ma energię, chęć i zapał, a ile pomysłów rodzi się i wciąż przesiaduje w jego głowie - nie wie nikt. Wiadomo jednak, że Tymon Tymański nie zatrzymuje się ani na chwilę - chyba, że tylko po to, by spalić cygaro i wypić kieliszek wina. Prze do przodu jak burza, niszcząc każdą możliwą nudę, która mogłaby stanąć mu na drodze i z pewnym jest, że nie da o sobie łatwo zapomnieć.
Co jadłeś na śniadanie?
Akurat dzisiaj nie jadłem śniadania, bo wczoraj dość długo imprezowałem. Zacząłem od popołudniowego obiadu.
Spędziłeś na scenie już wiele dobrych lat. Wciąż dobrze się bawisz na trasie, grając koncerty? Czy częściej miewasz myśli, że wolałbyś posiedzieć w domu, zamiast wychodzić przed publikę
Dalej kocham grać, choć oczywiście zdarzają się momenty zmęczenia. Ostatnio jechaliśmy ponad 1000 km do Norymbergi i faktycznie wieczorem bardziej mieliśmy wszyscy ochotę na towarzyski chillout niż na granie. Ale cóż - zmobilizowaliśmy się, daliśmy czadu i zrobiliśmy świetne wrażenie na publiczności. Mamy teraz bardzo dobry skład, doszły 3 nowe twarze. Bawimy się na scenie, nie odgrywamy kotleta. Zatem jest to bardziej kwestia higieny, żeby się porządnie wyspać i być w dobrej formie, jak przed walką bokserską... Wtedy nie ma powodu, żeby było źle.
W ciągu ostatniej trasy graliście w kilku miejscach poza granicami Polski. Które z miejsc, które odwiedziłeś w życiu, podoba ci się najbardziej? Gdybyś mógł wybrać, dokąd byś się w tej chwili się teleportował?
Lubię grać poza Polską. Połowę repertuaru śpiewamy po angielsku, co w Polsce nie zawsze spotyka się z pełnym zrozumieniem, co natomiast doceniają zachodni bywalcy sal koncertowych. Ja sam, jako niedoszły anglista, nie mam kłopotów z nawiązaniem spontanicznych kontaktów. Nie jestem jednak wielkim fanem zbyt długich tras po świecie. Lubię kilka razy do roku zagrać to tu, to tam - w Niemczech, Anglii czy Holandii - ale naturalnie czuję się bardziej związany z polską publicznoscią. Tu jest bardziej zrozumiały cały kontekst.
Ostatnimi miesiącami zajmowałeś się wieloma muzycznymi konceptami, m.in. “Pieśniami zbójeckimi” oraz muzyką do “Polskiego Gówna”. Odczuwasz pełną satysfakcję, kiedy wszystko jest już zrobione? A może jesteś perfekcjonistą i nigdy nie masz pewności, czy to jest właśnie efekt, o który Ci chodziło?
Jestem perfekcjonistą i nie jest to dobra wiadomość dla moich kolegów z zespołu, ale większość produkcyjnej pracy biorę na siebie. Bardzo mi w tym pomaga Marcin Gałązka, mój przyjaciel i Tranzystor, który dysponuje świetnym uchem i sporym doświadczeniem studyjnym. Ostatnio do naszego teamu dołączył Michał Ciesielski, znakomity saksofonista, który skończył realizację dźwięku, więc zrobiła się z nas poważna grupa producencka. Dysponujemy własnym, nieźle wyposażonym studiem, w którym jest nawet fortepian... To daje nam potężne produkcyjne narzędzie, ale powoduje też, że praktycznie jestem w studiu każdego dnia i zawsze jest coś do zrobienia. Kończąc "PG", które wyjdzie w połowie czerwca, pracujemy już nad następną płytą Tranzystorów. Mam też zamówienie na moją płytę solową, do której już dawno napisałem piosenki, więc przyszłość zapowiada się pracowicie.
Niedawno nagrałeś płytę "Gdzie jest Twoje królestwo?" z Dr Yry (El Doop), Badhed, Monter i Kiwi (The True Cremaster) jako Speculum. Które kawałki najbardziej Ci się podobają?
Podobają mi się te, w których udało nam się wygenerować nieco zappowsko-pattonowski klimat... Ale mam też słabość do naszych pseudo-hitów: "Ladyboy", "Dziewczyna z Ryna", "Złoty pociąg" czy "Betonowa yoni" - to całkiem chwytliwe rockowe piosenki z zaraźliwymi szlagwortami.
Powszechnie wiadomo, że zostałeś członkiem jury w popularnym programie muzycznym “Must be the music”. Jak się tam czujesz? Myślisz czasem, że z którymś z uczestników mógłbyś zagrać poza show i stworzyć coś razem?
Czuję się w fotelu jurorskim nad wyraz dobrze - od lat siedziałem po rożnych komisjach jako muzyczny arbiter i pasuje mi taka praca. Wybrałem najlepszy show, program z moim zdaniem najciekawszą muzyką i wiarygodną obsadą jurorską. Do półfinału miałem poczucie, że wszystko było całkowicie po naszej myśli - wybraliśmy fajne zespoły rockowe, ciekawych songwriterów, intrygujący zespól folkowy z Ukrainy. Podpisuje sie rękoma i nogami pod tym zestawem. Później do głosu doszło zdanie publiczności i to jest już inna para kaloszy, ale przygoda fajna i nie mam żadnego poczucia obciachu. Czy mógłbym stworzyć coś z ludźmi, którzy byli w półfinale? Dlaczegóż by nie? Oni są, co prawda, na innym etapie artystycznej działalności, muszą zbudować swoja fabrykę, nagrać parę płyt. Ale w przyszłości, gdy zyskają trochę doświadczenia... Czemu nie?
Napisałeś powieść “Chłopi III” wraz ze Zbigniewem Sajnogiem, a także własną autobiografię. Jednak zaprzestałeś pisania bloga, a nie da się ukryć, że masz lekkie pióro, nie tylko do tekstów piosenek. Masz jakiś kolejny zamysł dotyczący sztuki pisanej
Mam ich sporo, tylko brakuje czasu. Przedsiębiorstwo pt."Tymon Tymański" potrzebuję czasem szybkich pieniędzy, a artystyczne pisanie wymaga wielkiej dyscypliny i czasu, który zajmują mi ostatnio rodzina, praca studyjna, koncerty, audycja radiowa i program w tv. Z pewnością jednak wrócę do pisania - świerzbią mnie palce i mam ciągle sporo niezrealizowanych pomysłów.
Jedna z Twoich pociech - najstarsza - ma już zespół. Cieszysz się, że idzie w Twoje ślady? Co z pozostałą częścią potomstwa, też mają chrapkę na karierę muzyczną? Twój najmłodszy syn, z tego, co można było zobaczyć na Twoim facebook’u, aż rwie się do instrumentów.
Nie wiem, czy to najlepszy pomysł, żeby był muzykiem - nie ma z tego kasy. Żartuję oczywiście. Nie zaszkodzi mu muzyczna edukacja. W naszym domu muzyka to podstawa. Każdy otarł się o doświadczenie sceniczne, każdy śpiewa i gra na jakimś instrumencie. Muzyka łagodzi obyczaje i stanowi wielką, zbiorową frajdę, więc pilnujemy, żeby nasze dzieci słuchały inspirujących dźwięków i miały nieskrępowany dostęp do instrumentów wszelkiej maści.
Jakie są Twoje ogólne plany na kolejny rok?
W wakacje - trochę odpocząć i pojeździć z rodziną na plażę. We wrześniu - wydać następną płytę Tranzystorów pod roboczym tytułem "Wojna", na której będziemy interpretować piosenki m.in. Okudzawy, Wysockiego, grup Akwarium, Republika, Brygada Kryzys i Siekiera. Chodzi mi też po głowie jazzowy powrót do korzeni... Mam w studiu fajny kontrabas, przed pięćdziesiątka chciałbym skrzyknąć akustyczny kwintet jazzowy i pograć trochę improwizowanej muzyki.
A na dzisiejszy wieczór?
Musze zaśpiewać ostatnia partie wokalna piosenki z "PG"... Potem, jak to mam w zwyczaju przy okazji końca projektu, zapalę sobie dobre cygaro i wychylę kieliszek czerwonego wina.