
"Popularność jest czymś, co nie leży specjalnie w kręgu moich zainteresowań"
VNM
| Aleksandra Dobieżyn
Dnia 13.04 w poznańskim klubie u Bazyla zagrał VNM. Koncert związany był z promocją nowej płyty pt. „Etenszyn: Drimz Kamyn Tru”. FRESHMAG jako pierwszy przeprowadził wywiad z raperem, tuż po jego udanym występie. Zapraszam do lektury!
FRESHMAG: Koncert w poznańskim klubie „u Bazyla” jest trzecim koncertem rozpoczynającym Twoją kilkumiesięczną trasę koncertową. Łącznie do końca lipca zagrasz ponad dwadzieścia razy. Czy, Twoim zdaniem, to właśnie liczba koncertów świadczy o popularności rapera, czy może sprzedaż płyt, suma odwiedzin wszystkich stron poświęconych Twojej działalności?
VNM: Popularność jest czymś, co nie leży specjalnie w kręgu moich zainteresowań. To, że ktoś np. ma więcej odwiedzin na YouTube, nie znaczy, że sprzedaje więcej płyt, i odwrotnie. Dla mnie popularność to cena, jaką płacę za to, że zarabiam, robiąc to, co kocham. Nie potrafię więc definitywnie odpowiedzieć na to pytanie. Wszystkie te elementy – koncerty, płyty itd. to części składowe zjawiska popularności.
FM: W lutym ukazała się Twoja kolejna solowa płyta: „Etenszyn: Drimz Kamyn Tru…” sygnowana przez wytwórnię PROSTO. W listopadzie 2011 r. pojawił się track „Nie po to”, promujący album. Opowiedz coś więcej o płycie – co było Twoją największą inspiracją podczas tworzenia kawałków na tym krążku? Czy chciałeś zawrzeć jakiś konkretny przekaz, czy jest to mieszanka różnych pomysłów i przekrój Twoich raperskich umiejętności?
V: Na pewno ta płyta jest nie jest podobna do żadnej poprzedniej. Tak jak już mówiłem w niektórych wywiadach, tą pierwszą płytą, którą wydałem w PROSTO, czyli „De nekst Best”, chciałem udowodnić, że potrafię robić różnego rodzaju kawałki – utwór do klubu, kawałek na przemyślenie czy storytelling. Uważam, że mi się to udało. Dopiero teraz, w moim mniemaniu, mogę robić to, czego chcę. Kawałki na płycie E:DKT opisują wszystko to, co działo się przez ostatni rok w moim życiu. Okładka również mówi o tych wydarzeniach. Nie wiadomo, czy gościu złapie ten balonik, czy mu on odleci. Aktualnie, widząc tak gorące przyjęcie tej płyty, myślę, że udało mu się go złapać (uśmiech).
FM: Czy ponad dziesięć lat temu, kiedy zaczęły pojawiać się Twoje nielegale, spodziewałeś się, że Twoja kariera nabierze aż tak dużego tempa? Czy tak wyobrażasz sobie sukces, czy może polska rzeczywistość potrafi zdusić w zarodku marzenia o sławie i karierze?
V: Oj tak, polska rzeczywistość potrafi (śmiech). Nie mogłem się spodziewać takiego sukcesu – po prostu bardzo w to wierzyłem i przede wszystkim mega ciężko na to pracowałem. Byłem już dobrym raperem, zanim pojawił się Facebook, w czasach kiedy nie było jeszcze YouTube’a, a młodych raperów można było zobaczyć na forach internetowych poświęconych tematyce hip-hop’owej. Cała ta droga była bardzo trudna, ale w końcu udało mi się. Nie wiem, jak to wygląda w oczach innych osób, ale dla mnie, to, co mam teraz, jest dużym sukcesem. Dowodem tego może być fakt, że dwa tygodnie temu rzuciłem pracę i teraz utrzymuję się tylko z muzyki – to jest to, na co właściwie czekałem trzynaście lat. Tak naprawdę to nawet więcej niż sukces. Spełniło się moje największe marzenie.
FM: Skąd powstał pomysł na Twoją ksywkę? (Rozumiem, że VNM – z ang. Venom.) Czy rzeczywiście chcesz być odbierany jako ten jadowity, mający przewagę nad innymi raperami? Czy uważasz, że do sukcesu można dojść tylko po trupach, eliminując konkurentów, czy jednak trzeba z nimi współpracować?
V: Ciekawe pytanie! Dobra, zacznijmy od tego, skąd się wzięła moja ksywa. Będąc dzieckiem, uwielbiałem, wręcz byłem fanem komiksów. Moim ulubionym bohaterem był Spiderman. No i oczywiście wiadomo – jeśli jest moim najlepszym super bohaterem, to dlatego, że nikt go nie może pokonać i jest niezniszczalny. A tutaj nagle pojawia się Venom, który go pokonuje. Mówię więc do siebie „Stary, to ale musi być kozak!” (śmiech). Zacząłem się nim fascynować, co spowodowało, że wszędzie – w szkole, na murach, ścianach, tagowałem się markerem jako Venom, później usunąłem samogłoski i tak już po prostu zostało. Nawiązując do dalszej części pytania, zawsze byłem zdania, że współpracować mogę z ludźmi, którymi sam się inspiruję, których, nawiasem mówiąc, w Polsce jest niewielu. Będąc w podziemiu, nie podbijałem do kogoś z mainstreamu i nie prosiłem, żeby ktoś mi się dograł do numeru. Pomyślałem sobie, że sam będę kiedyś taki dobry, że inni będą przychodzić do mnie. I to się stało (uśmiech). Chyba bardziej skłaniałbym się w tę stronę, że lepiej jest wyeliminować konkurencję, żeby chcieli współpracować z Tobą ci, którzy wcześniej nie chcieli.
FM: Udzieliłeś się na nowej płycie Kodex IV, gdzie swój kawałek nagrał również Gural. W Internecie można obejrzeć już zapowiedzi klipu, w którym pojawiacie się oboje, mimo iż nie stworzyliście wspólnego track’u. Czy taka współpraca to efekt dogrania się do utworu Gurala „Kolor Purpury”, gdzie gościnnie wystąpiłeś razem z Wdową, czy jest to kwestia przypadku, a może ktoś inny zaproponował Wam kooperację?
V: Kiedy przyjechałem do Wrocławia na koncert, bodajże dwa tygodnie temu, między innymi też na urodziny Sitka i całej ekipy Lucky Dice, Gural kręcił klip do swojego utworu na płytę Kodex IV. Magiera zorientował się, że przyjeżdżam, i spytał, czy nie nakręcimy też mojej zwrotki. Wpadł na pomysł zrobienia łączonego teledysku – kawałek Gurala z moją zwrotką pochodzącą z kawałka z Sokołem i Hadesem. Także właściwie był to zupełny przypadek – gdybym tam nie przyjechał, nie spotkałbym się z Magierą i nie nakręciłbym klipu, i pewnie w pierwszym teledysku z płyty Kodex IV wziąłby udział jedynie Gural.
FM: W swoich tekstach, podczas koncertów i wywiadów pokazujesz, że masz duży dystans do otaczającego Cię świata i do takich ludzi, którzy nie tylko Cię chwalą, ale też mocno krytykują. Czy według Ciebie krytyka jest motywująca i należy wyciągać z niej jakieś konstruktywne wnioski, czy raczej lepiej nie słuchać takich opinii i cały czas robić swoje?
V: Wiesz, to wszystko zależy od człowieka. Dla niektórych krytyka może być bardzo motywująca. Ja, nawet gdy byłem kiepski, to i tak wierzyłem, że jestem mega zajebisty (śmiech), także nigdy nie przejmowałem się tym, że ktoś mówi: „Ej Ty, ale jesteś słaby!”. Każdy musi mówić za siebie – moja asertywność jest stuprocentowa, dlatego w ogóle nie zwracam uwagi na krytykę. Co z tego, gdy mi ktoś mi powie, że robię złą muzykę? Znam swoją wartość i krytyka innych niczego tutaj nie zmienia. Jeżeli wierzysz, że to, co robisz, jest dobre, nie zwracasz uwagi na to, co inni o Tobie mówią.
FM: 834 to skład, który tworzysz razem z Boxim i Denverem. Czy planujecie wydanie jakiejś legalnej płyty, czy wolicie pozostać w podziemiu?
V: Żadna z naszych płyt nie pojawiła się w formie krążka, a są one cztery. Nasza grupa wielokrotnie się zmieniała, jednakże właśnie takim trzonem tego wszystkiego jest nasza trójka – Boxi, Denver i ja. Aktualnie robimy nową płytę, ale chcemy wydać ją w podziemiu.
FM: Nie wszyscy wiedzą, że podczas pisania swoich tekstów, stosujesz wiele zabiegów stylistycznych, aby jeszcze bardziej „utrudnić” swoje rymy. Używasz między innymi asonansów. Co jeszcze sprawia, że Twoje teksty są takie skomplikowane?
V: Powiedzieć coś, żeby się zrymowało, potrafi każdy. Rymy częstochowskie mogą zrobić moi czy twoi rodzice (śmiech). Rozumiem, że ludzie mają coś ciekawego do powiedzenia, ale właśnie po to jest hip-hop – żeby móc przekazać nawet najbardziej trywialną rzecz, w taki sposób, aby zainteresować tym słuchaczy. W Polsce poziom takiego rapowania jest, co tu dużo mówić, kiepski. Jeśli kawałek rymowany jest przez dwie różne osoby, dokładnie o tym samym, docenię bardziej ten, którego forma jest bardziej skomplikowana. Trudniej jest zarymować coś, co chcesz przekazać, ograniczając się do wspomnianych wcześniej asonansów, rymów potrójnych itd. niż do tych nieszczęsnych rymów częstochowskich.
FM: Internet podpowiedział mi, że Papoose, Emilio Rojas, J.Cole to Twoje muzyczne ideały. Czy Ty też chciałbyś być mentorem dla innych tworzących muzykę, czy chciałbyś, żeby inni brali z Ciebie przykład?
V: Wydaje mi się, że już jestem mentorem dla wielu. Jeżdżę po Polsce i ludzie mi to mówią. Może odpowiem na to pytanie inaczej – jestem przekonany, że za dziesięć lat takich jak ja będzie w Polsce bardzo wielu.
FM: I nie przeszkadza Ci to?
V: Oczywiście, że nie. Bo ja już wtedy albo nie będę rymował, albo nie będę mógł już bardziej się rozwinąć, bo będzie to niemożliwe. Jeśli chodzi o formę przekazu, takich jak ja można zliczyć na palcach u jednej ręki. Za dziesięć lat będzie ich o wiele więcej. W Stanach hip-hop powstał bodajże ponad trzydzieści lat temu. W Polsce, liczmy nawet, że piętnaście lat temu – zależy co kto za hip-hop uważa. Ta zajebista forma rymów w Ameryce pojawiła się już dwie dekady temu, u nas dopiero się rozkręca. Jestem jednym z paru, którzy wyczaili ten styl i wciąż zwracają na to uwagę. Po tych najmłodszych, którzy teraz rozpoczynają, widać już jednak, że oni taki styl mają w standardzie – bo wiedzą, że w ogóle bez tego nie ma co zaczynać.
FM: W tym roku na pewno nie znikniesz ze sceny. W maju pojawisz się na zielonogórskim projekcie No Name Full of Fame razem z Bodega Manem. Czy możesz zdradzić czytelnikom FRESHMAG-a, jakie jeszcze niespodzianki przygotowałeś dla swoich fanów?
V: Nie wiem, jakie rzeczy mogę zdradzić, a których nie. Na pewno w tym roku nagram dużo featów, bo już obecnie zalega mi ich ponad piętnaście. Nie wiem, czy to wciąż niespodzianka, ale tak jak wcześniej wspominałem, nagram album z 834 – trochę ludzi na to czeka i wydamy tę płytę na pewno jeszcze 2012 r. Mam teraz więcej czasu, więc chciałbym powoli rozpocząć tworzenie swoje kolejnej solowej płyty. Jeśli PROSTO będzie miało wolne terminy wydawnicze, będę w stanie wydać ją jeszcze pod koniec tego roku i to na jeszcze lepszym poziomie niż E:DKT. Dla poparcia tego, w poniedziałek idę już na pierwszą lekcję śpiewu i jaram się tym niesamowicie (uśmiech).
FM: Dzięki, życzymy powodzenia i kolejnych udanych koncertów!
V: Dziękuję bardzo.